Czy dobra zmiana nie jest dla Ciebie zbyt dobra a zamiast zwiększenia kwoty wolnej od podatku dostałeś zwiększenie ZUSu? Masz dosyć dofinansowania Polaków pierwszego sortu swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi? Rozważ przeniesienie swojej firmy na przykład do Irlandii. Piotr opisze Wam, jak to zrobić.
Piotr zaczyna serię gościnnych wpisów, jakie zawitają na moim blogu. Mam nadzieję, że będzie ich więcej i ja pewnie też udzielę się tu i ówdzie. Zobaczymy co z tego wyjdzie a tymczasem powitajmy Piotra gromkimi brawami, lajkami i komentarzami.
Cześć. Mam na imię Piotr. Na co dzień prowadzę własnego bloga, ale dziś piszę u Andrzeja, bo właściwie czemu by nie. Nie jest to mój pierwszy wpis gościnny, kilka już mi się zdarzyło:
podatki.ie/2013/06/rent-to-buy-w-irlandii-krotka-opowiesc.html
bookbusters.audio/co-za-gosc-ten-xpil
O prowadzeniu własnej firmy. Podobnie jak Andrzej, jestem szczęśliwym posiadaczem własnej wysepki na wielkim Oceanie Biznesu: dyrektorem firmy (dwuosobowej) a także jej sekretarką, bo firma w Irlandii musi mieć sekretarkę. Taki przepis.
Miałem kiedyś własną firmę w Polsce, ale na samo wspomnienie o tym dostaję hipertensji, więc o tym może napiszę kiedy indziej. Najlepiej w dziale z nekrologami.
Potem losy zawiodły mnie na obce ziemie, do kraju koniczyny, sarkazmu i owiec, czyli na Zieloną Wyspę. Irlandia to fajne miejsce, o ile ktoś lubi deszcz, horrendalne koszty opieki nad dziećmi oraz kierowców, którzy jeżdżą jakby chwilę temu przesiedli się z beczkowozów. Poza tymi stosunkowo niewielkimi wadami Irlandia ma jedną wielką zaletę: łatwość założenia i prowadzenia własnej firmy. A ta objawia się pod wieloma postaciami:
W Polsce trzeba w tym celu odwiedzić kilka urzędów, odczekać swoje, uiścić garniec złota oraz liczyć na łut szczęścia, że się jakiś urzędnik do czegoś nie przyczepi, bo akurat ma gorszy dzień, a polskie prawo w zbyt wielu miejscach dopuszcza swobodną interpretację przepisów i jeżeli urzędnik ma gorszy dzień, to zawsze zinterpretuje przepis w sposób możliwie najbardziej niedogodny dla petenta.
W Irlandii natomiast sprawa jest trywialnie prosta: rejestrujemy nazwę firmy on-line, uiszczamy niewielką (dwucyfrową) opłatę manipulacyjną, za dwa lub trzy dni dostajemy pocztą papierek, że jesteśmy od teraz właścicielem firmy takiej to a takiej. I gotowe. Nawet jeżeli w procesie bierze udział jakiś urzędnik, nie muszę zapoznawać się z jego aparycją. Ani on z moją.
O ile podatek dochodowy w Irlandii pomalutku rośnie z roku na rok (chociaż ostatnio nieco przystopował), o tyle podatek korporacyjny trzyma się tu niezmiennie na poziomie 12.5% i nic nie zapowiada, żeby się to miało zmienić. I to pod prąd zaleceniom Mumii Europejskiej, która od lat próbuje przycisnąć Irlandię, żeby ów podatek podniosła. Nie jest to wprawdzie najniższa stopa podatku korporacyjnego w Europie; Estonia, Węgry, Montegenro, Bośnia i Hercegowina oraz Macedonia mają niższe od Irlandii stawki CIT, jednak biorąc pod uwagę inne czynniki (zadowolenie z życia, położenie geograficzne, język urzędowy, łatwość prowadzenia biznesu) Irlandia zdecydowanie wygrywa.
No właśnie. Tu przechodzimy najważniejszej, moim zdaniem, różnicy
I nie mam tu na myśli strony stricte biznesowej, ponieważ ta jest wszędzie trudna. Pozyskiwanie klientów, wycena własnej pracy, dbanie o wysoką jakość oferowanych przez nas rozwiązań i tak dalej - to wszystko pozostaje bez zmian. Sprawa wygląda jednak kompletnie inaczej od strony obsługi finansowo - księgowej.
W Polsce człowiek musi spędzić trzy do pięciu dni w miesiącu, żeby wykopać się spod sterty papierów. Musi być na bieżąco z przepisami podatkowymi, które zmieniają się częściej niż fazy księżyca. Można oczywiście zatrudnić księgowego, który za lwią część naszych przychodów rozliczy nam te nieszczęsne podatki, ZUS-y i inne inności, dzięki czemu będziemy mieli mniej stresu, za to więcej kosztów. Tak czy siak dupa z tyłu.
W Irlandii natomiast przepisy i procedury podatkowe są znacznie prostsze od tych znad Wisły. W dalszym ciągu trzeba płacić podatki (a szkoda... no ale trzeba, nie ma zmiłuj), jednak wszystko jest o wiele bardziej przejrzyste i przyjazne obywatelowi.
Na przykład jeżeli właśnie założyliśmy firmę, przez pierwszy rok możemy w ogóle nie płacić podatków, o ile nie przekroczymy jakiegoś tam limitu obrotów. Dzięki temu mamy jeden problem z głowy i możemy skupić się na tym, co najważniejsze, czyli na biznesie. Oczywiście po roku będziemy musieli uiścić wszystkie podatki wynikające z obrotu za ów rok, ale i tak jest to duże uproszczenie.
A lokalna Skarbówka, znana tu jako Revenue, ma o wiele bardziej liberalne podejście do punktualności podatników: jeżeli spóźnimy się z płatnością jakiegoś podatku, wówczas dostaniemy od Revenue grzeczne pismo, że ich zdaniem zalegamy im tyle-to-a-tyle pieniędzy i żebyśmy w miarę możliwości uiścili tę należność możliwie jak najszybciej. Po dwóch albo trzech takich upomnieniach, co trwa około dwóch miesięcy, Revenue przysyła kolejne, że jeżeli nie uiścimy należnego podatku w ciągu kolejnych dziesięciu dni roboczych, zostaniemy ukarani kwotą około 2% zaległego podatku.
Jeżeli w dalszym ciągu będziemy zalegać, dopiero wtedy zostają wytoczone cięższe działa i rusza maszyna, która może zaprowadzić nas przed oblicze sędziego.
Kto robił przelewy do ZUS czy do US, ten wie. A kto nie wie, ten szczęśliwy.
Koszty wynajęcia księgowego, który pociągnie nam finanse firmowe, są w Irlandii stosunkowo niewielkie. Nie chcę podawać konkretnych kwot, bo nie o to chodzi, ale w moim przypadku koszt księgowego to niecałe 2% moich obrotów, przy czym jest to koszt brutto - prawie połowa tej kwoty wraca do mnie w postaci odliczenia od podatku.
Cała moja papierkowa robota sprowadza się w tym momencie do wymiany dwóch, trzech e-maili miesięcznie z księgowym: raz na miesiąc kwota pensji netto (która co miesiąc jest nieco inna, w zależności od tego, ile pracy wykonałem dla klienta oraz ile miałem kosztów własnych), raz na dwa miesiące VAT (księgowy podsyła mi e-mailem kwotę VAT-u do zapłacenia, a ja tylko potwierdzam, że się zgadza - cała reszta odbywa się bez mojego udziału) oraz raz na 3 miesiące podatek dochodowy, na tej samej zasadzie.
Niedługo napiszę trochę więcej o różnicach w prowadzeniu własnej firmy między Polską a Irlandią. Tymczasem pozdrawiam Czytelników bloga „Blogowanie na freelance”.