Niefajnie jest być nadwydajnym, ale niefajnie jest też być partnerem nadwydajnego. Codzienne nieporozumienia, nierealne oczekiwania, czy niesłuszne obwinianie o zarozumiałość.
Teiści zgodzą się ze mną, że im głębsza wiara, tym więcej spełniających się cudów. A co powiedzą na to, że u ateistów działa to tak samo? Czy im też Bóg pomaga? A może to tylko jedna wielka ściema?
Kto kogo stworzył, kto ma boską moc i dlaczego wolimy wierzyć w wymyślone postacie niż samych siebie? Czas na małą gównoburzę :)
Większość moich znajomych nie ma o tym pojęcia. Ci, którzy wiedzą, nie mogą (albo nie chcą) w to uwierzyć. Jak to jest być introwertykiem w świecie, który preferuje raczej zachowania ekstrawertyczne?