Już po głosowaniu. Kto był ten był, kto nie był, nie ma co żałować. Wszystko i tak będzie po staremu, tylko z innymi twarzami. W każdym razie gorączka wyborów powoli się kończy. Zastanówmy się jednak, czy można by to wszystko przeprowadzić prościej.
Moim zdaniem cała ta gorączka to przerost formy nad treścią. Już tygodnie wcześniej wszyscy się podniecali, miasto oplakatowano, wymyślano nowe zasady, poprawiano stare, uczono, jak rysować krzyżyk i straszono nadużyciami. Czyli klasyka.
Nie jestem specjalistą, ale opierając się wyłącznie na zdrowym rozsądku, uważam, że można by to zrobić dużo prościej, szybciej i, przede wszystkim, uczciwiej. Czy mam rację? Sami ocenicie, najlepiej w komentarzach.
Billboardy, plakaty, ulotki i masa innego śmiecia. Im więcej, tym lepiej. Aż bałem się zajrzeć do lodówki, żeby mi któryś radny nie wyskoczył. Oczywiście łatwo można było poznać, która partia ma najwięcej kasy na takie zabawy. Osobiście w Lublinie widziałem tylko dwie. Nic więc dziwnego, że ludzie głosują głównie na tych kilku (-nastu?) kandydatów, który widzi codziennie. Ja sam na listach do głosowania znałem może 10% nazwisk, resztę widziałem pierwszy raz w życiu.
W dodatku bywają miejsca, gdzie wisi kilka identycznych billboardów. Ludzie, serio??? Czy to naprawdę ma jakiś wpływ na decyzję głosujących? Chociaż, może...
Niektórym jednak brakowało pomysłów na siebie, więc dyskredytowali innych.
Jedyne dozwolone billboardy to te z informacją o wyborach i zachęcające do głosowania. Jeśli którykolwiek kandydat zareklamuje siebie w jakikolwiek sposób to od razu ciach i dyskwalifikacja. Niech wszyscy mają równe szanse.
Zamiast wydawać miliony na makulaturę, która będzie nas jeszcze długo straszyć, proponuję przygotować niezależną i obiektywną broszurę z informacjami o wszystkich kandydatach, ich sukcesach i porażkach, dobrych i złych decyzjach. Dostępne w wielu miejscach miasta. Dzięki temu każdy głosujący ma szansę wcześniej poznać wszystkich kandydatów a nie dopiero z list do głosowania. Pozwoliłoby to też odsiać młodych oszołomów, którzy jeszcze nic nie zrobili, ale chcieliby dorwać się do koryta.
Nie wiem jak w innych miastach, ale w Lublinie dawali dwie kartki A4 i jedną A2 (tak mniej więcej, bo chyba nie były to pełne formaty). No poważnie??? Nie szkoda drzew? Przecież spokojnie można by to zmieścić na dwóch A4 drukowanych obustronnie.
Iksy, sriksy i inne gówna. Ile to już tutoriali na ten temat było. Zasady tak precyzyjne, że linijki powinni rozdawać. A wystarczyłoby po prostu JEDNOZNACZNIE w jakikolwiek sposób oznaczyć jedno nazwisko: krzyżykiem, kropką, kółkiem czy małym penisem. Jakakolwiek niejednoznaczność i głos nieważny. Ludzie chyba nie są aż tak głupi, żeby nie umieć oznaczyć konkretnego nazwiska. A jeśli są to chyba nawet lepiej, żeby ich głos był nieważny. A jeśli ktokolwiek z komisji będzie chciał robić nadużycia, to żaden iks nie pomoże.
Jak wspomniałem, na kartach do głosowania znałem raptem kilka nazwisk. W dodatku były one przypisane do partii, na które nigdy głosu nie oddam. Przyznaję się bez bicia, że była to loteria (myślę, że nie tylko dla mnie). Dlatego najpierw wybrałem najmniej znaną partię (na jednej liście byli nawet bezpartyjni), a potem najładniejsze nazwisko. Zresztą nie oszukujmy się, jeśli nie głosowałem na POPIS, to mój głos faktycznie nie ma żadnego znaczenia.
Żeby otwieranie urn i liczenie było sprawiedliwe, ostateczna komisja powinna zawierać po jednym reprezentancie (zwolenniku) każdej partii. Nie wiem, jak to określić, ale pewnie jakoś się da. Żeby nie było kombinowania, że ktoś robi coś dla swoich. Dać im żarcia na tydzień i niech liczą. Każdy po kolei dostaje kartę i na własnym terminalu wyklikuje co trzeba.
Co godzinę obowiązkowa przerwa na siku i fajkę. W tym czasie automat porównuje wyklikane dane i jeśli coś się nie zgadza, to godzina w plecy i niech liczą od nowa. Dla pewności można też robić wydruki kontrolne, ale to już szczegóły techniczne. W każdym razie już sami by zadbali, żeby wszystko się zgadzało.
Komputery, internet, aplikacje webowe. Głosowanie w Budżecie Obywatelskim (przynajmniej w Lublinie) odbywa się wyłącznie elektronicznie. Nawet jeśli ktoś nie ma w domu komputera, to mógł pójść do lokalu wyborczego i tam zagłosować. Zero papieru, wszytko ekologiczne.
Tu można zrobić podobnie. Mieszkańcy miasta mają pesel w bazie USC. Pozostali mogą zgłosić swój pesel, który po weryfikacji znajdzie się w dodatkowej bazie. Podczas rejestracji do głosowania, na e-mail lub telefon (co kto woli) zostaje wysłane jednorazowe hasło. Głosować więc można z dowolnego miejsca i nie trzeba przerywać urlopu w połowie, żeby przyjeżdżać z drugiego końca świata. Tak to działa w Budżecie Obywatelskim. Sama frekwencja też byłaby dużo wyższa, bo wiele osób nie mogło, czy nie chciało ruszyć dupy z domu. Ludzie są leniwi i takie wyjście im naprzeciw, z pewnością zachęciłoby do głosowania.
Głosujący pochodzi z Adobe Stock
Wybory samorządowe to poważna sprawa, można więc ograniczyć dostęp do systemu głosowania. Dlatego zamiast generować tony makulatury, wystarczy zakupić najtańsze tablety (np. po 6 na każdy lokal wyborczy) i zainstalować na nich odpowiednie dedykowane aplikacje. I tak wyjdzie o wiele taniej niż druk, a tablety można potem oddać na przykład do domów dziecka. Albo zachować na kolejne wybory.
Po przyjściu do lokalu wyborczego i odhaczeniu listy obecności, członek komisji generowałby nam jednorazowe hasło do peselu (albo w ogóle oddzielny login i hasło, jeśli wszystko ma być anonimowe). Potem logowalibyśmy się na tablecie i wyklikali kogo trzeba bez kombinowania z krzyżykami czy penisikami. Dodatkową zaletą byłaby możliwość zobaczenia zdjęcia kandydata oraz poznanie jego biografii i dokonań - tu jest naprawdę duże pole do popisu.
No i w końcu odpada późniejsze liczenie głosów, bo przecież wszystko od razu jest w systemie.
Zawsze jakieś będą, ale w obecnej formie są na nie zdecydowanie większe szanse. Na co jesteśmy narażeni teraz?
A co by było podczas głosowania elektronicznego?