Podobno bóg dał człowiekowi wolną wolę. Podobno możemy robić co chcemy, ale jeśli zrobimy coś wbrew woli kościoła (bo to on wymyśla sobie nakazy i zakazy), to pójdziemy do piekła. Kołczerzy namawiają do brania życia we własne ręce i bycia kowalem swojego losu. A co, jeśli to wszystko nieprawda?
Nie chodzi mi o to, że jakikolwiek bóg istnieje i z góry zna wszystkie nasze ruchy. Bo tu jest pewien religijny paradoks. Albo nie zna przyszłości, a więc nie jest tak wszechmocy, jak go opisują. Albo zna przyszłość, a więc także to, co zrobimy, więc „wolna wola” jest tylko naszym złudzeniem.
Wyobraźmy sobie gigantyczny magnetowid z gigantyczną taśmą, na której nagrane są absolutnie wszystkie wydarzenia we wszechświecie, aż do przeskoków pojedynczych kwantów energii. Ile razy ją odtworzysz, wszystko ZAWSZE odbędzie się tak samo. Zapisane są tam nawet nasze dylematy i pozornie świadome decyzje. Więc jeśli wydaje się nam, że dokonujemy jakiegoś wyboru to tylko dlatego, to też jest tam zapisane. W chwilach podjęcia decyzji zawsze wybierzemy dokładnie tą samą. Taśma zaczyna się i kończy wielkim wybuchem. I całkiem możliwe, że jest właśnie odtwarzana kolejny raz.
Ta teoria nie jest nowa. Wiele osób wysuwa przypuszczenia i nawet zbiera dowody na to, że jesteśmy częścią jakiejś wielkiej symulacji komputerowej. Ale nie śpimy w kokonach, ja to było w filmie. Jesteśmy raczej częścią programu, jak agent Smith.
Już teraz sami umiemy napisać symulacje dla prostych, cyfrowych organizmów. Różnica jest taka, że często używamy funkcji random dopuszczając element losowości i chaosu, a nasz świat tego nie ma. Tu wszystko działa według jakiegoś nieskończenie skomplikowanego wzoru różniczkowo-całkowego biorącego pod uwagę wszystkie zmienne z całego wszechświata (nawet atomy z odległych krańców galaktyki). Stąd znany od lat w matematyce efekt motyla.
Wielu matematyków i filozofów próbuje też wyprowadzić tzw. wzór na świat. W jakiejś mocno okrojonej formie udaje się to zrobić dla pojedynczych procesów, np. w długoterminowych prognozach pogody. Ale żeby to zrobić porządnie, to nawet tutaj trzeba by użyć zmiennych całego świata, ponieważ wszystko ma wpływ na wszystko. I właśnie precyzja prognoz drastycznie maleje w czasie.
Zakładając, że kiedyś będą możliwe, to i tak niczego nie zmienią. Nie stworzą się równoległe rzeczywistości, jak to pokazano np. w „Powrocie do przyszłości”. Rzeczywistość jest jedna i już uwzględnia możliwość cofnięcia się w czasie a nawet paradoks dziadka. Więc jeśli koleś cofnął się w przeszłość i zabił własnego przodka (za młodu oczywiście, zanim spłodził kolejne pokolenie) i nie mógł się urodzić, cofnąć w czasie i zabić własnego przodka. Dlatego żaden podróżnik w czasie nigdy nie zabił swojego przodka. Ergo podróże w czasie niczego nie zmieniają, bo… też zostały uwzględnione w tym jednym ciągu zdarzeń.
Inna sprawa, że Stephen Hawking już udowodnił, że nie ma podróży w czasie.
A może po prostu został całkowicie olany?
A może podróże w czasie są możliwe, ale tylko w przyszłość a nie przeszłość? W końcu przeszłości nie można zmienić, ale nie ma mowy o przyszłości. Ciekawie to opisał Dean Koontz w książce „Grom”. Ale chyba trochę odbiegamy od tematu…
Absolutnie nic. My jako ludzie widzimy chaos, zdarzenia pozornie losowe i możliwości wyboru, bo nie ogarniamy całości. Wydaje nam się, że mamy na coś wpływ, bo nasze działania powodują jakieś reakcje, efekty. Ale te efekty też są albo zapisane na taśmie, albo są częścią programu (w zależności od wybranej teorii). W skali makroskopowej jest to po prostu liniowe odegranie (zasymulowanie) istnienia wszechświata od początku do końca.