Zdjęcie na baner pochodzi z serwisu Fotolia.pl
Poziom treści w internecie nigdy nie był zbyt wysoki, zaś ostatnimi czasy ich wartość jeszcze bardziej spada, dzięki powszechnemu dostępowi. Coraz trudniej można spotkać osobę, z którą się da konstruktywnie podyskutować (te często rezygnują z udzielania się w internecie), za to coraz częściej znajdzie się ktoś, kto wytknie Ci literówkę w wypowiedzi i z tego powodu zmiesza z błotem.
Kiedyś takie osoby nazywano dziećmi neostrady (z uwagi na sposób dostępu do sieci), potem trollami, teraz mają ogólną nazwę hejterzy. Są to jednak określenia w zasadzie tego samego objawu - siania bezpodstawnej nienawiści do osoby, zazwyczaj nawet nie znanej osobie hejtującej.
Prawdę mówiąc nie wiem, nie jestem psychologiem. Wydaje mi się, że hejterstwo często wynika z jakichś kompleksów, poczucia niższości. Może to jakaś zazdrość, zawiść? Zauważcie, że często hejtowane są osoby znane, publiczne. Chociaż obgadywanie osób publicznych było „modne” od zawsze, to w dobie internetu objaw ten się nasilił. Może dlatego, że teraz każdemu łatwiej dorzucić swoją odrobinę jadu.
Może to być też swego rodzaju wentyl bezpieczeństwa, który często jest potrzebny introwertykom. Takie osoby tłumią w sobie wszelkie uczucia, bywają zahukane i tłamszone przez społeczeństwo. A taki hejt jest dla nich ujściem wszystkich złych emocji, jakie się w nich zebrały. Z dwojga złego lepszy chyba taki hejt niż pójście z giwerą do szkoły.
Tak samo jak w przypadku tzw. dresów siła jest w kupie (nie zauważyłem, żeby pojedynczy osobnik kogoś zaczepił, ale już w grupie bardzo często), tak tutaj wynika poniekąd z poczucia anonimowości. Chociaż też nie do końca, często na forach osoby hejtujące podpisują się z imienia i nazwiska. Może więc to jakiś objaw głupoty XXI wieku?
Chociaż z hejtem w stosunku do mojej osoby mam do czynienia już od jakiegoś czas to ciekawe, że nikt jeszcze nie odważył się hejtować mi prosto w twarz, ale już w komentarzach na tu na blogu czy na forach, gdzie się udzielam, jak najbardziej. Chyba łatwiej komuś nawrzucać będąc oddzielonym dwoma monitorami i kawałkiem kabla. Taka tam odwaga. Zauważyłem, że ataki często dotyczyły tego, co robię i jak to robię. Zupełnie jakby to obchodziło atakującego lub jego życie zależało od moich sukcesów i porażek. Jeszcze byłbym w stanie to zrozumieć, gdyby to była rodzina, faktycznie uzależniona w jakiś sposób od tego co robię. No ale chyba nie ktoś mieszkający kilkaset kilometrów ode mnie, którego w życiu na oczy nie widziałem!
Litości! Czy gość nie ma własnego życia i aż tak mu się nudzi, że koniecznie musi mi nawrzucać? I co tym osiągnie? Jakąś namiastkę wyższości? Chorą satysfakcję? Co jeszcze ciekawsze, niektórych hejterów znam (niekoniecznie osobiście), kiedyś nawet do pewnego stopnia szanowałem za poziom dyskusji, który... obecnie spadł do minus nieskończoności. Nie wiem dlaczego i prawdę mówiąc, nie obchodzi mnie to. Po prostu nie warto tracić czasu na kogoś, kto jest nikim.
Kiedyś próbowałem dyskutować, ale jest takie powiedzenie:
Nie dyskutuj z idiotą. Najpierw sprowadzi cię do własnego poziomu a potem pokona doświadczeniem.
Na podstawie własnych doświadczeń z hejterami zgadzam się z powyższym w 100%. Najlepiej ich ignorować, co też czynię. I faktycznie jest to skuteczne. Co jakiś czas przypomni sobie co prawda jeden z drugim, że trzeba mi dogryźć i przez kilka dni mam wesoło. Zastanawia mnie jedno. Skoro tak mnie nienawidzą, to po co czytają ten blog? Jakaś forma masochizmu czy co?
Bardzo wielu hejterów siedzi na wykopie. Hejtują wszytko jak leci, bez względu na poziom hejtowanej przez nich treści. Ot tak dla zasady. Można odnieść wrażenie, że wszędzie już byli, wszytko widzieli, nic ich nie ciekawi. Jakie smutne życie muszą mieć z tego powodu.