Próbne nagrania, szukanie dobrej miejscówki, minimalistyczne wyposażenie, świetna aktorka i dobre piwo na koniec. Kolejna miniatura, w której widzowie zobaczyli więcej niż autor.
A konkretnie na temat W przyszłości, ale próbne nagranie na korytarzu w Domu Kultury uświadomiło mi, że jeszcze nie umiem tak dobrze w CGI, jak bym chciał i nie dam rady tego ogarnąć. Dlatego ostatecznie zrobiłem Kuchnię, która „jakoś tam wygląda”.
Temat z korytarzem chciałem odpuścić, ale Monice pomysł się spodobał i koniecznie chciała go zrealizować, przynajmniej dla własnej satysfakcji. A może to był tylko pretekst na spotkanie ze mną, kto wie?
W każdym razie usunąłem ze scenariusza wszytko, co miało związek ze stacją kosmiczną, w której pierwotnie planowałem umieścić scenę i skupić się wyłącznie na emocjach bohaterki. Pokazanie samotności a jednocześnie natrętnych „szumów w głowie”, gonitwy myśli i innych takich związanych z nadwydajnością mentalną. Ja to mam i podejrzewam, że Monika również, tylko że ją to męczy bardziej niż mnie.
Wybór miejsca nasuwał się sam. Korytarze mocno industrialne, trochę futurystyczne, oświetlenie szczątkowe, zwłaszcza na poziomie -1. Aż dziwne, że nie wpadłem na to za pierwszym razem. W sumie za drugiem też nie - to był pomysł Moniki.
Chociaż nie planowałem rezerwować żadnego miejsca na wyłączność, to i tak musiałem złożyć formularz rezerwacji. Tyle dobrego, że za sesje niekomercyjne nie trzeba płacić.
Ujęcia chciałem nakręcić maksymalnie nieinwazyjnie. Tylko aparat i statyw. Nawet blendy nie brałem. Zazwyczaj w podziemiach jest cisza i spokój, więc zakładałem, że i tym razem spokojnie się rozgościmy i nikt nikomu nie będzie przeszkadzał. Ale akurat tego dnia było sporo osób fotografujących i nawet jedna ekipa kręcąca teledysk, na szczęście w innym miejscu. Ale w „naszym” korytarzu też nie było pusto.
Monika zagrała świetnie (nawet dorzuciła jeden swój genialny pomysł), i mogliśmy ogarnąć temat w 15-20 minut, ale zeszło nam dwa razy dłużej, głównie a oczekiwaniu, żeby nikogo nie było. W końcu miało być nieinwazyjnie.
Ostatecznie nagraliśmy 10 minut materiału, z czego do montażu wybrałem 4 minuty, a na końcu została tylko jedna. Trochę mało, ale już nie chciałem męczyć Moniki na dokrętki i rzeźbiłem z tego, co mam. Zawsze to większe wyzwanie.
PRAWIE odpowiedni balans bieli ustawiłem jeszcze w aparacie, więc w programie tylko delikatnie ochłodziłem nagranie i przyciemniłem całość, bo film miał być mroczny. Bawiąc się narzędziami do gradingu, przypadkiem uzyskałem ciekawy, niebiesko-różowy efekt, więc go zostawiłem. Ma gryźć w oczy tak samo, jak dźwięk w uszy, żeby widzowie chociaż przez chwilę poczuli się tak, jak nadwydajni mają prawie cały czas. Jednocześnie brak ludzi w tle ma pokazać, że zewnętrznie czujemy się bardzo samotni.
Dźwięk uzyskałem z bardzo ciekawych, rozbudowanych syntezatorów od H.G.Fortune. Nawet nie musiałem grać nic konkretnego, wszystko plumka samo. Szkoda tylko, że autor odpuścił sobie projekt i nie będzie nowych wersji, a obecne są dosyć niestabilne i często się wykrzaczają. Jeden dźwięk genialnie podkreśla skrobanie paznokciami po ścianie. Od oglądania aż mnie zęby zabolały. I mam nadzieję, że Was też :)
Film ozdobiłem kilkoma prostymi efektami z DaVinci Resolve. Naprawdę bardzo podstawowymi, ale właśnie o to chodzi, żeby nie przekombinować.
I to wystarczyło, żeby widzowie skutecznie doszukali się symboli, znaczeń, przekazów podświadomych, a nawet jakiegoś artyzmu. Sam byłem zaskoczony. Ale chyba o to chodzi w filmach?
Dopiero po którymś z kolei obejrzeniu zauważyłem, że mimo uważnego cięcia, nie udało mi się całkiem pozbyć kręcących się po korytarzu ludzi i w jednej sekundzie widać dwie osoby. Kto zgadnie, w której?