Wiele osób uważa, że skoro jestem ateistą, to panicznie unikam świąt kościelnych. Ewentualnie gdy w tych dniach nie pracuję, to jestem hipokrytą.
Ze świętami kościelnymi jest taki problem, że są one ustawowo dniami wolnymi od pracy, więc gdy pracowałem na etacie, to i tak nikt by mnie do pustego biura nie wpuścił. Na samozatrudnieniu w ogóle wszystko mi się rozregulowało. I dni tygodnia i święta. Jest zlecenie, to pracuję. Nie ma, to nie pracuję. I nie ma znaczenia, czy jest środa, niedziela czy Wielkanoc. Chociaż wtedy akurat i tak nie mam zleceń. Ale zawsze mogę pociągnąć jakiś własny projekt.
Boże Narodzenie czy Wielkanoc, to nie tylko święta stricte kościelne, od których ateista ma się trzymać z daleka. To także tradycja i okazja do spotkania z rodziną. Pomijając drobny fakt, że kościół i tak zawłaszczył sobie wiele tradycji pogańskich, więc na dobrą sprawę to katolicy nie powinni ubierać choinki, Boże Narodzenie świętować w lipcu zamiast w grudniu i z daleka omijać jajka czy polewanie wodą.
Nigdy nie unikałem świąt. Ani jako dziecko (wiadomo, prezenty) ani jako dorosły (okazja do odsapnięcia od pracy i naładowania akumulatorów).
Co roku naiwnie nabierałem się na filmowe przedstawienie świąt. Cała rodzina przy stole, wcinanie łakoci, wesoła atmosfera, rodzinne otwieranie prezentów, wieczorny spacer i zabawy w śniegu. Przez kilka dni sielanka.
Bzdura. W większości polskich (nie wiem, jak to wygląda w innych krajach) schemat jest podobny:
OK. Tu muszę przyznać, że tej części świąt nie lubiłem. Z dwóch powodów i żaden nie jest związany z ateizmem. Po pierwsze jako introwertycznego apsergerowca męczyła mnie tego typu interakcja z innymi ludźmi. Co innego pogadać na luzie a co innego oficjalnie złożyć życzenia. Po drugie każdemu trzeba wymyślić coś oryginalnego, nawet tym, których się nie lubi i uśmiechać życząc im szczęścia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy. Co roku to samo propagowanie hipokryzji. Założę się, że wiele osób już dawno nie ogarnia o co tak naprawdę chodzi w dzieleniu się opłatkiem.
Kiedyś wujek (zresztą też ateista) wymyślił, że jako gospodarz (święta były akurat u niego) ogólnie składa wszystkim świąteczne życzenia i tyle. Nie trzeba już osobiście każdy z każdym, jeśli ktoś nie chce. Kilka osób oczywiście i tak zrobiło po swojemu, ale ja skorzystałem z sugestii wujka i było super.
Z tego samego powodu nie przepadałem za „śledzikami” w pracy, gdzie nie respektowano wiary i trzeba było się dzielić opłatkiem z szefem i kolegami. Na szczęście teraz jako mogę to olać, bo jestem samozatrudniony i jako szef samego siebie nie narzucam sobie samemu dzielenia się ze sobą opłatkiem.
Mi akurat tradycyjne potrawy wigilijne nigdy nie podchodziły. W zasadzie lubię tylko rybę po grecku i karpia (chociaż tu też zależy, kto przyrządza). Przymusowe jedzenie 12 potraw „bo tak trzeba” było dla mnie męczące. A nie mogłem odmówić, bo babcia/mama/teściowa tak się namęczyły z tymi uszkami, barszczem, sałatkami itp. Dobrze, że nikt nie wmuszał we mnie kompotu z suszu, bo piłem go raz w życiu i skończyło się podróżą do Wymiotkowa.
Ale to też nie ma związku z moim ateizmem. Życie trochę mi się pokomplikowało i zostałem sam, więc niejako z przymusu święta też były bardzo kameralne. Jedne spędziłem w domu z butelką dobrego wina i ciekawą książką. Na drugie wyjechałem do Lwowa. Tam prawosławne święta obchodzi się dopiero w styczniu, ale już w grudniu jest Jarmark Bożonarodzeniowy i wiele innych atrakcji. Nie musiałem nic przygotowywać, sprzątać, myć okien, gotować, dzielić opłatkiem, jeść niedobrych potraw i rozmawiać o polityce. Bawiłem się doskonale, zwiedziłem miasto i wypocząłem. Nie było świątecznego obżarstwa, które musiałbym potem odchorować.
W tym roku wirus wszystko pokomplikował jeszcze bardziej, więc zostanę w domu. Ale choinkę może ubiorę. I nikt mi nie będzie mówił, że źle wieszam. Trochę posprzątam jak co tydzień, ale okien nie umyję, bo za zimno. Ugotuję coś dobrego, a może zrobię pizzę. Wypiję dobre piwo. Obejrzę „Szklaną pułapkę”, bo to bardzo świąteczny film. Jeśli będzie śnieg, to wyjdę na dwór i ulepię bałwana. A jeśli nie, to po prostu się przejdę. Pójdę spać, kiedy będę już zmęczony i poczytam w łóżku książkę.