Czy zdarza Ci się próbować nowych rzeczy? Lubisz ryzykować porażkę, czy wolisz trzymać się utartych ścieżek, żeby tylko nie popełnić błędu i narazić na pośmiewisko? Preferujesz swoją strefę komfortu czy dreszczyk emocji podczas przecierania nowych szlaków?
Na pewno zauwżyłeś, że kiedy próbujesz czegoś nowego, na początku zawsze będzie jakiś opór. Nie w sensie dosłownym, ale nie będą Ci wychodzić najprostsze rzeczy, które potem uznasz za tak banalne, że aż dziwne, że mogły się nie udać. I to nawet nie dlatego, że czegoś nie umiałeś, czy nie wiedziałeś. Często będą przeszkadzać czynniki zewnętrzne np. niefortunne zbiegi okoliczności. Tak jakby sam wszechświat rzucał Ci kłody pod nogi.
Tak. To jest właśnie test wszechświata (niektórzy mówią, że boga). I nie chodzi o to, żeby Ci dokopać. Sprawdzany jest Twój upór, zapał i konsekwenca w dążeniu do celu. Czy ten zapał jest tylko słomiany czy może solidny. Opór jest tym większy, im większa i ważniejsza jest rzecz, na którą się porywasz. Bo jeśli masz się poddać, to lepiej teraz niż pod koniec. Wtedy bardziej zaboli.
Można to też porównać do oporu magnetycznego przy poruszaniu dwóch sprzężonych ze sobą magnesów albo odkręcaniu zardzewiałej śruby. Najciężej jest ruszyć. Ale gdy przez to przebrniesz, to potem jest coraz łatwiej.
Tak samo tutaj. Jeśli przetrwasz próby wszechświata, to wszystko zacznie się zmieniać. I to nie po trochu, jakby sugerowało nabieranie doświadczenia, tylko raczej gwałtownie. Możesz nawet odnieść wrażenie, że nagle wszystko zaczęło Ci sprzyjać i przydarzają się same pozytywne zbiegi okoliczności. No, przynajmniej częściej niż wcześniej. Bo próby będą cały czas. Ale już zupełnie inne.
Być może chodzi tu o legendarną Strefę komfortu, do której opuszczania wszyscy namawiają. Ale wierz mi, nie jest to bzdura wymyślona przez „kołczerów”, żeby wyciągnąć Twoje pieniądze. Ona faktycznie istnieje i jej opuszczanie zawsze jest trudne. Wiele osób nie przechodzi tego testu, szybko wraca do środka i żyje jak dawniej. Jednak ci, którzy przebrnęli przez początkowe trudności, zazwyczaj osiągają sukces. I piszę to ze swojego własnego doświadczenia.
Wiadomo, że gdy się zakłada własną firmę, to na początku jest ciężko. Nic się nie udaje, projekty się sypią, a najbanalniejsze drobiazgi urastają do rangi nierozwiązywalnych problemów. Pamiętam, że miałem uczucie, jakby wszytko zmówiło się przeciwko mnie. Nawet żona narzekała, żebym szukał etatu, bo sobie nie poradzę. Nie ma to jak wsparcie ukochanej osoby. Miałem zresztą taki okres, kiedy chciałem się poddać i faktycznie wrócić na etat. Ale zacisnąłem zęby i dalej w to brnąłem. Miałem dużo wiary w siebie.
A potem nagle wszystko zaczęło iść gładko. Wcześniejsze problemy całkiem zniknęły. I chociaż pojawiły się nowe, obiektywnie większe, to ja jednak radziłem sobie z nimi zdecydowanie lepiej i rozwiązywałem niemalże z marszu. A kiedy zaczynało się robić ciężko (zwłaszcza z kasą), niemalże z kosmosu pojawiał się klient ze zleceniem, które pozwalało mi się odbić. I w sumie mam tak do tej pory.