Jakiś czas temu popełniłem .html]wpis o uciążliwych telemarketerach, którzy zazwyczaj dzwonią w najmniej odpowiedniej chwili (na dobrą sprawę ta nigdy nie jest odpowiednia), wciskają jakieś gówna i najczęściej nie mają zielonego pojęcia o tym, co wciskają. Wystarczy chwilę podrążyć temat, żeby zaczęli się gubić. Dzisiaj przedstawię kilka sposobów na to, żeby się trochę zabawić ich kosztem.
Czasami, gdy mam czas i fazę, to prowadzę rozmowy nadające się do filmów Barei. Ale oni są tak skoncentrowani na sprzedaży, że w ogóle tego nie łapią. Zaraz pewnie obruszą się „obrońcy uciśnionych”, że tak nie wolno, że to nie ich wina, że mają taką pracę i inne tego typu bzdury. Cóż, nie zgadzam się z Wami, ale i tak chętnie poczytam Wasze komentarze :)
Zacznij dopytywać się o szczegóły, takie naprawdę dokładne. W 99% przypadków „konsultant” nie będzie znał odpowiedzi, bo jego zadaniem jest wcisnąć shit, a nie o nim opowiadać. Przeciągaj rozmowę jak najdłużej i udawaj zainteresowanego. Na koniec powiedz, że jednak nic z tego, bo nie rozwiał Twoich wątpliwości odnośnie jakiegoś drobiazgu, który dla Ciebie jest niezwykle istotny.
Zazwyczaj gdy tyko odbierzesz telefon, jednym tchem przedstawiają siebie i ofertę nie dając nawet dojść do głosu. Kiedy w końcu nabierają oddechu, poproś o powtórzenie nazwiska i firmy, z której dzwonią. Następnie poinformuj ich, że zgodnie z paragrafem 007-12345 KC takie nagabywanie jest karalne i pan xxx jeszcze tego dnia zostanie zgłoszony do prokuratury.
Raz mi się zdarzyło, że jakaś babeczka nie chciała podać nazwiska i po prostu się rozłączyła. Kilka minut później, chyba przez pomyłkę zadzwoniła drugi raz ponownie się przedstawiając. Wtedy podziękowałem jej i poinformowałem o powyższym. Oczywiście rozłączyła się, a ja do dziś się zastanawiam, czy wypaliła ze zdenerwowania całą paczkę fajek.
Niektórzy stosują typowe (wręcz książkowe) manipulacyjne sztuczki. Jest np. taka zasada, żeby zmuszać rozmówcę do wielokrotnego mówienia „tak”, żeby w końcu sam uznał, że dany produkt jest świetny i niezbędnie potrzebny. Pozwól się trochę „powodzić za nos”. Jeśli masz czas to nawet pół godziny. Kiedy już obie strony ustalą, że „przyznaje pan, że ten produkt jest rewelacyjny i wręcz niezbędny w pana firmie” i gość przejdzie do etapu finalizacji transakcji, stwierdź, że przecież wcale nie mówiłeś, że to kupujesz, tylko zgadzałeś się, że to świetny produkt.
Najbardziej wkurzająca jest sytuacja, kiedy gość wciska kit, że numer telefonu wylosował komputer (nie z puli zebranych wcześniej numerów, ale cyfra po cyfrze) i dziwnym trafem dopasował do niego miasto. W przypadku telefonów stacjonarnych było to możliwe (wystarczył kierunkowy), ale w erze telefonów komórkowych?
Zadzwonił więc raz taki z miejsca proponując niezobowiązujące spotkanie, na którym „opowie mi więcej o specjalnie przygotowanej dla mnie ofercie”. Udałem więc zainteresowanego, ale sprowadziłem go na ziemię mówiąc, że mieszkam zupełnie gdzie indziej. Odpowiedział, że nie ma problemu i dojedzie. OK. No to wysłałem go jakieś 100 kilometrów dalej i zablokowałem jego numer. Nie wiem więc, czy dojechał czy odpuścił.
Sposób nie mój, znalazłem go w internecie, ale raz udało mi się go skutecznie zastosować. Zadzwoniła jakaś babeczka i od razu jednym tchem zaczęła trajkotać (nawet jej nie słuchałem). Kiedy w końcu dopuściła mnie do głosu, powiedziałem, że nie jestem zainteresowany.
- Ale ja jeszcze nie przedstawiłam oferty - odpowiedziała. Trochę się zdziwiłem, bo myślałem, że to całe trajkotanie to była właśnie oferta. Ale OK.
- Wie pani co? To ja mam taką propozycję. Kupię dobre wino, pani założy coś czerwonego, spotkamy się u mnie wieczorem, porozmawiamy i może coś więcej…
- No wie pan! - oburzyła się. - Nie jestem zainteresowana.
- Ale ja jeszcze nie przedstawiłem oferty…
Jeden z najstarszych tekstów, to pytanie „konsultantki”, co ma na sobie, jaką bieliznę i takie tam. W dzisiejszych czasach trochę ryzykowne, bo czasami wystarczy krzywo spojrzeć, żeby być posądzonym o molestowanie.
W przypadku facetów można poudawać geja. Tutaj powyższe ryzyko nie zachodzi, ale może się okazać, że przypadkiem trafimy w odpowiednią orientację rozmówcy. Na szczęście zawsze można odłożyć słuchawkę, kiedy rozmowa zacznie schodzić na złe tory.