Robale i inne „urocze” stworzenia rysuję już od wielu lat. I chociaż sam nie zawsze jestem zadowolony z efektów, innym podobno bardzo się podobają. Zwłaszcza animacje. Poznacie historię „robali”.
To było tylko kwestią czasu, zwłaszcza że pomysł chodził za mną od dłuższego czasu i zebrałem sporą kolekcję inspiracji. Zawsze chciałem ożywić zdjęcia własnymi stworkami. Przez jakiś czas prowadziłem nawet bloga w takimi zdjęciowo-robalowymi grafikami, ale umarł śmiercią naturalną. To wciąż jednak nie było to. Potrzebowałem jeszcze więcej życia, a więc ruchu. Ale o tym później…
To mi jednak wychodziło średnio (delikatnie mówiąc). Głównie dlatego, że nie ogarniałem perspektywy i najczęściej wychodziła mi żenada. Nadrabiałem więc teksturami i efektami symulującymi media analogowe, co jakoś tam się sprawdzało, ale szału nie było, więc długo w tych klimatach nie powalczyłem. Najlepiej jednak wychodzą mi „robalkowe” abstrakcje, gdzie nie ma perspektywy, zasad, a gryzące się kolory ogarniam w postprodukcji. Mogę wtedy powiedzieć, że „tak ma być” zamiast „lepiej nie potrafię”.
Przez jakiś czas rysowałem nawet Fejsy, ale potem mi przeszło.
Zawsze kręciły mnie klimaty steampunkowe i to nie tylko w ilustracjach, ale też filmach. Głównie przez mroczność i scenografię, bo fabularnie zazwyczaj nie były zbyt porywające.
Pierwsze roboty w tym klimacie popełniłem na na starej okładce od szkicownika, którą zeskanowałem i pokolorowałem w Photoshopie. Byłem wtedy na etapie fascynacji grą Machinarium, która została narysowana dokładnie tak, jak ja bym chciał rysować. Te bazgroły na rysunku poniżej zrobiłem długopisem, a plamy szkicownik nabrał ze starości, więc nawet nie musiałem symulować tekstury.
Później trafiłem na blog Mattiasa Adolfssona i robale chwilowo poszły w odstawkę. To było TO! Jeszcze więcej chaosu! Przez jakiś czas codziennie wypuszczałem jedną grafikę i dopiero po jakimś czasie wyrobiłem sobie pewien style, którego w końcu nie można było nazwać plagiatem.
Poniższy kokpit rysowałem na kartce A3 przez tydzień. Najpierw szkicowałem ołówkiem, potem obrysowałem cienkopisem. W końcu sfotografowałem całość w kilku fragmentach (nie mam skanera tego formatu), skleiłem w Photoshopie i wytrasowałem w Illustratorze, dzięki czemu ilustracja jest w 100% wektorowa i można ją powiększać do dowolnych rozmiarów. Wciąż mam ją w oryginalnej wersji na kartce A3 i kiedy już będę sławny, wystawię na aukcję. Wersję PDF można pobrać, wydrukować i pokolorować, do czego gorąco zachęcam.
Styl ten spodobał się Jakubowi Mazerantowi z PiecesBooks co zaowocowało zaproszeniem mnie do współpracy podczas tworzenia międzynarodowego komiksu. Fajnie :)
Jest już ostatnia faza projektu. Jakub zbiera kasę i jest spora szansa, że niedługo komiks zostanie wydrukowany.
W artbooku czasami pozwalam sobie na technologiczne bazgroły, gdzie eksperymentuję z różnymi technikami np. łączeniem cienkopisu, penbrusha i farb. Efekty są różne, a najczęściej… różne. Może warto by połączyć robalki ze steampunkiem? Ciekawe, co by z tego wyszło.
Od wielu lat chodziło za mną zrobienie animacji kawałku filmu. W zasadzie to odkąd obejrzałem „Akademię Pana Kleksa” i zajęcia z kleksografii. Potem jeszcze „Kto wrobił królika Rogera” i „Kosmiczny Mecz”. Ale na fantazjach się skończyło. Nigdy nie miałem ani zaplecza ani cierpliwości, żeby zrobić taki film. Przynajmniej dopóki nie zobaczyłem krótkich scenek niejakiego Hombre_McSteeza, który od razu został moim idolem w tej dziedzinie.
Długo się zbierałem do tematu, ale wciąż brakowało czasu, motywacji i cierpliwości. No i nie widziałem, w jakim programie to popełnić. Próbowałem kilku, ale żaden nie spełniał moich oczekiwań. Darmowe nie pozwalały na osadzenie filmu w tle, płatne były zbyt drogie i wymagały dosyć mocnej maszyny. Przynajmniej na tyle mogłem się zorientować testując triale.
Ostatecznie wybrałem Blendera. Program już znałem, więc odpadała nauka kolejnego. Ponadto jest tu ciekawe narzędzie do rysowania 2D, chociaż ma ono też kilka braków. Ale pozwala łączyć w zasadzie wszystkie techniki: video, 2D i 3D. A nawet grafiki 2D można obrócić względem kamery, co stwarza ciekawe możliwości.
Pierwsze animacje robiłem wyłącznie w Blenderze, ale z czasem wypracowałem sobie pewien warsztat i teraz używam jednocześnie dwóch programów: Blender i HitFilm. Kilka osób pytało mnie o proces tworzenia moich robaczywych animacji, więc pokrótce:
W sumie to nie bardzo wiem, co tu napisać, ale znajomy, który czytał pierwszą wersję wpisu, uparł się, że musi być jakieś podsumowanie.
Chwilowo nie mam fazy na rysowanie robalków ani steampunka, więc czekają na lepsze czasy. Czasami popełnię jakąś animację i pewnie byłoby ich więcej, gdyby nie to, że na to też nie bardzo mam fazę. Kilku potencjalnych Klientów było zainteresowanych zrobieniem reklamy ich produktów w takiej „robalkowej”, śmiesznej formie, ale temat rozszedł się po kościach. Może ten wpis zaowocuje jakimś ciekawym zleceniem w tym klimacie, tak, jak to miało miejsce kiedyś po zrobieniu łazienki. Większość grafików nie zostawiło wtedy na mnie suchej nitki, ale jednocześnie pojawił się Klient, z którym bardzo korzystnie współpracuję do dziś.
Znajomy zaproponował mi też, żeby, zrobił grę w klimacie robalkowo-steampunkowym. Niestety nie mam ani pomysłów na scenariusz ani wystarczających umiejętności, ale gdyby jakiś zespół tworzący gry (niekoniecznie polski) chciał nawiązać współpracę, to dajcie im na mnie namiar.
Dawno też nie brałem udziału w żadnym konkursie, więc może czas, żeby się za czymś rozejrzeć?