Od dłuższego czasu dochodzą do mnie sugestie, żebym zrobił tutorial o rysowaniu robali na zdjęciach. Zbierałem się do tego ponad dwa lata, bo sądziłem, że to przecież nic trudnego. Zwłaszcza, że moje umiejętności nie są jakieś wybitne. Ale skoro chcecie, to proszę bardzo.
Pomysł starszy od Photoshopa i komputerów w ogóle. Pewnie większość z Was dorysowywała to i owo do zdjęć w gazetach i krzyżówkach. Niektórzy może nawet w książkach. Paru moich kolegów z technikum namiętnie rysowało penisy, gdzie tylko się dało i w sumie bardzo się cieszę, że nie utrzymujemy kontaktu :)
Jeśli chodzi o dorysówki komputerowe, to pierwszy raz widziałem coś takiego u Lucasa Levitana, ale przez mój komputer przewinęły się prace wielu innych autorów. Pomysł, że i ja mógłbym coś takiego robić, przyszedł mi do głowy stosunkowo późno. Przez jakiś czas prowadziłem nawet bloga ze stworkami, które nazwałem Sporady (dlatego, że pojawiają się sporadycznie, i trudno je spotkać), ale z czasem sobie odpuściłem.
Żeby być uczciwym, odkąd zacząłem poruszać moimi stworkami, więcej sugestii dotyczy właśnie animacji, zwłaszcza, że robię to w Blenderze. Na to też przyjdzie pora, bo jednak co innego zrobić coś na skróty na własne potrzeby, a co innego zrobić to porządnie krok po kroki dla Was.
Nie podniecajcie się, już dawno tak ładnie nie wyglądam. Zdjęcie ma już prawie 9 lat i, jak widać, było robione specjalnie „pod robalki”. Lepiej jednak wykorzystać jakąś spontaniczną fotę na dworze. Wtedy efekt jest bardziej naturalny.
Rysunek przygotowałem w Easy Paint Tool SAI, bo jest wygodniejszy do malowania niż Photoshop i ma ciekawsze pędzle i kilka fajnych trybów mieszania. Korzystam z rozwojowej wersji, więc jeśli w końcu kiedyś autor ją skończy, to opiszę. W Photoshopie tylko dopieściłem oświetlenie, bo akurat tych narzędzi SAI nie ma. W każdym razie program polecam :)
Rozjaśniam zdjęcie, żeby nie przeszkadzało w rysowaniu i szkicuję wstępnie zarys robalków. Na tym etapie najważniejsza jest kompozycja. Moja niestety leży, chociaż może to raczej kwestia tego, że nie umiem w perspektywę.
Ten etap to w zasadzie opcja i zależy od tego, jak realistyczne mają być stworki (oczywiście w granicach rozsądku). W digipaintingu kontury są zbędne, za to bardziej dba się o przestrzenność brył. U mnie jest podobnie jak z perspektywą, więc trzymam się klimatów cartoon, gdzie podstawą są właśnie kontury, które następnie wypełnia się kolorem. Zauważcie, że kontury nie są czarne, tylko w docelowych kolorach każdej postaci. Kontor powinien być ciemniejszy niż docelowe wypełnienie. Na szczęście od tego są warstwy, żeby teraz się tym nie stresować. W razie potrzeby przyciemnisz, co trzeba.
Dużą zagwozdkę miałem z kudłatym. Początkowo obrys był taki, jak reszty, ale po wypełnieniu go włosami wyglądał tragicznie, więc trzeba go było „uwłosić” już na tym etapie. Niby w SAI mam zdefiniowany pędzel do malowania włosów i futra, ale niespecjalnie mi leży, więc tutaj każdy włos malowałem oddzielnie. Sporo roboty, ale efekt lepszy (jak na moje umiejętności).
Utworzyłem warstwę poniżej konturów i każdego stwora wypełniłem właściwym kolorem. Jeśli kształty są zamknięte, można po prostu użyć wypełnienia, w przeciwnym wypadku trzeba pomachać pędzlem i gumką.
To najbardziej pracochłonny etap, w każdym razie dla mnie, bo nie chodziłem do szkół, w których uczą światłocienia, więc z różnym skutkiem próbuję to ogarnąć na własna rękę.
SAI ma ciekawy tryb mieszania Shadow/Shine. W Photoshopie najbliższy jest Linear Light (i na niego jest konwertowany tamten), ale jednak trochę się różni, więc przed odczytem w PS dobrze jest go spłaszczyć z warstwą z pełnym kolorem.
Tak więc utworzyłem warstwę w trybie Shadow/Shine i połączyłem z warstwą koloru jako Clipping Mask, dzięki czemu nie muszę już pilnować się konturów, bo widoczne będzie tylko to, co na warstwie koloru. Następnie szybko białym i czarnym kolorem zaznaczyłem światła i cienie, a następnie rozmazałem je pędzlem rozmazującym. Photoshop niby ma narzędzia do rozmywania i rozmazywania, ale nawet się nie umywają do tego, co oferuje SAI. Kilkoma pociągnięciami pędzla uzyskałem wstępną przestrzenność.
Potem dodałem kolejna warstwę i pędzlem akrylowym (wiem, że to głupio brzmi, ale w programie nie ma farb i odpowiednie efekty uzyskuje się przy pomocy odpowiednio zdefiniowanych pędzli) dopieściłem stworki.
Tak, wiem, ten pomarańczowy nad moim ramieniem wygląda tragicznie. Ale czy już nie wspominałem, że nie umiem w digipainting?
Skoro postać jest przestrzenna, to musi rzucać cień. Przywróciłem pełne krycie mojego zdjęcia.
Utworzyłem warstwę w trybie Multiply tuż nad zdjęciem i miękkim pędzlem z niewielkim kryciem namalowałem cień, jaki stworki rzucają na mnie.
Następnie utworzyłem warstwę na samej górze i w ten sam sposób namalowałem cienie na stworkach. Tutaj można utworzyć maskę z tła i konturów robalków, dzięki czemu cień będzie dotyczył tylko ich. Ja jednak preferuję delikatne wychodzenie na zdjęcie, co pozwoli połączyć oba cienie. Żeby to wyglądało dobrze, trzeba wielokrotnie przełączać się między pędzlem a gumką (również miękką i z niewielkim kryciem).
Jeśli dobrze rysujesz, to ten etap będzie zbędny. Ja jednak muszę jakoś ukrywać niedoskonałości, więc dodałem trochę efektów świetlnych, dopasowałem kolory przy pomocy krzywych i balansu kolorów. Na koniec dodałem moją ulubioną winietę.
I w zasadzie tyle. Pochwalcie się w komentarzach swoimi dziełami.