W sumie oczywista oczywistość, można by rzec, bo faktycznie pieniędzmi ani się nie najesz ani do nich nie przytulisz. Od biedy można nimi napalić w piecu jeśli są formie gotówki. Ale panie! Możliwości, jakie one dają! Przecież o to w tym wszystkim chodzi. Dlaczego ludzie są tak irracjonalni, że ciężko pracują, żeby te pieniądze mieć a jednocześnie nie dopuszczają do siebie myśli o bogactwie i traktują to jako coś złego. Że niby bogaci ludzie są nieszczęśliwi? Prawdę mówiąc widziałem więcej nieszczęśliwych biedaków niż bogaczy. A największa hipokryzję przejawia kościół. Wszystkim wmawia, że ubóstwo jest cnotą a sam bogactwa gromadzi zamiast rozdawać. A ludzie głupi od wieków w to wierzą i w zębach zanoszą na tacę ostatnie zaskórniaki. Dziękuję, postoję.
Na spotkanie z Ryszardem spóźniłem się prawie kwadrans. Przez własną arogancję zresztą. Uznałem, że znam stolicę na tyle dobrze, że mogę ominąć tłumy klucząc małymi uliczkami. I znalazłem się nagle w miejscu, którego nie znałem, musiałem więc najpierw dojść do jakiejś głównej, znanej mi ulicy. Chyba najwyższy czas zaprzyjaźnić się z GPS-em w komórce. Przy okazji dokonałem spostrzeżenia, że Warszawa jest dużo czystszym miastem niż Lublin. Nie wiem, czy ludzie mniej śmiecą czy służby oczyszczania działają sprawniej.
Faktem jest, że w Lublinie chodzenie w sandałach obarczone jest ryzykiem wdepnięcia w coś nieprzyjemnego. Chociaż mentalność też jest inna. Kiedyś w windzie zupełnie obcy człowiek przywitał się a wysiadając podziękował za wspólną jazdę. Szok!
Na szczęście Ryszard znał pojęcie „kwadransa akademickiego”, chociaż o ile wiem, nie studiował. Zresztą, jak mawiał klasyk, wszystkie Ryśki to fajne chłopaki.
Zrobiliśmy niedźwiedzia, wzięliśmy po browarku i jeszcze przed końcem pierwszej kolejki wszystko mu wygadałem, w końcu Tomasz o dyskrecję nie prosił a ja potrzebowałem porady, chociaż raczej potwierdzenia, że podejmuję słuszną decyzję.
- Ile ci zaproponował? - spytał Ryszard bawiąc się rękojeścią laski. Był w moim wieku, ale po kilku operacjach nogi wiedział, że na skrzypcach już nie zagra i w maratonie nie pobiegnie. Ja zresztą też nie ale z zupełnie innych powodów.
- Sto kawałków plus koszty.
Ryszard zagwizdał przez zęby przy okazji opluwając mnie resztkami piany.
- Ja bym brał. Kasa ładna a pisać przecież umiesz. Chociaż nie tak dobrze jak ja.
- Chcesz się zamienić? Może faktycznie wolałby ciebie tylko nie miał szczęścia trafić na twoje wypociny. Masz jeszcze tę przewagę, że jesteś na miejscu.
- Pewnie, dawaj namiary - ożywił się.
- Spadaj - uśmiechnąłem się. - Lubię cię, ale jak wiesz, w biznesie nie ma miejsca na sentymenty. Chociaż nie wykluczam, że zatrudnię cię jako mojego konsultanta. Ile bierzesz?
- Dziesięć procent.
- Sporo ale stoi.
- A co na to Majka?
Skomentuj