Dotarcie na drugą stronę zajęło nam kilka długich godzin. Zdążyłem przez ten czas ogarnąć notatki (mam nadzieję, że nie pominąłem niczego istotnego), zdrzemnąć się, pożałować, że nie mam laptopa, a także zrobić kanapki i herbatę. Mimo iż niedawno jedliśmy śniadanie, czułem lekkie ssanie w żołądku. Z pewnością niemały wpływ na to miała kąpiel w jeziorze.
W międzyczasie przestało padać, ale niebo wciąż było zachmurzone i nie zanosiło się, żeby ten stan miał się zmienić w najbliższym czasie.
Dojechaliśmy do brzegu, ten był jednak stromy i wyższy od naszego pojazdu. Nie było nawet mowy o tym, żebyśmy dali radę na niego wjechać. Mimo wielu ciekawych możliwości maszyna latać jednak nie potrafiła. W dodatku ziemia wciąż była bardzo nasączona wodą.
- I co teraz? - spytałem gryząc kanapkę. Drugą podałem Ninie.
- Nic, płyniemy dalej - odpowiedziała.
Ruszyliśmy więc wzdłuż brzegu w poszukiwaniu jakiegoś łagodniejszego wyjazdu. Odniosłem wrażenie, że dziewczyna coraz częściej nerwowo zerkał na jeden ze wskaźników. Podążyłem za jej wzrokiem. Paliwo.
- Nie mamy więcej benzyny? - spytałem. Wydawało mi się, że auto zostało bardzo dobrze wyposażone i zaopatrzone na podróż. A paliwo to przecież podstawa.
- Mamy, ale w kanistrach. Na wodzie jej nie przelejemy, trzeba wyjechać na ląd. Cholera, że też nie pomyślałam o tym wcześniej - zdenerwowała się.
- A co, jeśli się skończy, zanim wyjedziemy?
- Albo zostaniemy i zrobimy sobie najdłuższy piknik w życiu albo dalej pójdziemy pieszo. Raczej nie licz na pomoc drogową, która nas poholuje, a potem wyciągnie na brzeg.
Nie musiałem pytać, czy daleko musielibyśmy iść. W końcu byliśmy na Syberii a nie w środku cywilizowanej Europy.
Właśnie zacząłem się zastanawiać, czy Nina wybrała dobry kierunek w poszukiwaniu wyjazdu z jeziora, kiedy teren obniżył się i wkrótce mogliśmy w miarę bezpiecznie wydostać się na brzeg.
- Cholera - mruknęła Nina.
Już miałem zapytać, o co chodzi, kiedy też to zauważyłem. Przed nami w miękkiej ziemi odciśnięte były ślady opon. Nie wiem, czy były świeże, ale na pewno wyraźne.
- Jakiś terenowy, ale niezbyt duży - dodała po chwili namysłu.
- Skąd wiesz? - spytałem. Ja tam, poza faktem, że było to cztero a nie ośmiokołowiec, nie widziałem nic szczególnego. Jak dla mnie równie dobrze te ślady mógł zostawić Jeep jak i zwykła Łada.
Chociaż pewnie w przypadku tej drugiej poza śladami, widoczny byłby też unieruchomiony samochód.
- Lata praktyki - odparła wyłączając silnik i uruchamiając radar.
- Nie powinniśmy wrócić do wody?
- Nie mamy wyjścia. Musimy przelać benzynę.
Dziewczyna przez jakiś czas obserwowała wskazania radaru na komputerze pokładowym. Wynik chyba ją usatysfakcjonował, bo mruknęła coś z zadowoleniem.
- Jaki to ma zasięg? - zadałem kolejne pytanie dochodząc do wniosku, że mam ich coraz więcej zamiast coraz mniej.
- Prawie dziesięć kilometrów.
- Niezbyt dużo.
- Musi wystarczyć. Dobra, najpierw paliwo, potem woda - zerknęła jeszcze raz na ekran, po czym przeszła na tył.
Skomentuj