500+, 300+, 1000+, mieszkanie+, wkrótce minimalna 3000zł, potem 4000zł. Niestety większość ludzi jest zbyt głupia, żeby zauważyć dwie rzeczy: po pierwsze za to wszystko my płacimy, a po drugie, coraz bliżej nam do Wenezueli.
Ten post powstał w celu zebrania hejtu od socjalistów (głównie tych z Wykopu), dlatego jest jednostronny i całkowicie subiektywny.
Nie oszukujmy się, Polska jest państwem mega opiekuńczym, zwłaszcza dla nierobów. Jeśli ktoś umie się dobrze ustawić (a najlepiej ułożyć), to dostaje całą masę dodatków tylko za to, że istnieje. Niestety ludzie nie widzą, albo nie chcą widzieć, że mamy powtórkę z PRLu, gdzie zabierało się ludziom przedsiębiorczym i zaradnym, a dawało leserom, którzy mieli na wszystko wyjebane. Obecnie nawet nie kryją się z tym, że żyją na koszt państwa, a więc wszystkich tych, którzy ciężko pracują. A przecież oczywistym jest, że państwo nie ma własnych pieniędzy, więc żeby komuś dać, komuś innemu musi zabrać, przy okazji napełniając własne kieszenie. Co więcej, już dawno temu wiele osób (w tym ja) mówiło, że nawet ci, którzy biorą 500+ oddają w podatkach o wiele więcej. Tyle, że są zbyt głupi, żeby to zobaczyć, bo 500 dostają do ręki a podatki płacą drobnymi sumami, trochę tu, trochę tam. Podniosły się ceny podstawowych produktów żywnościowych, pojawiły się nowe daniny, których wcześniej nie było.
Mam nawet znajomego, który wydaje się być inteligentnym gościem, a jednak postuluje, żeby każdemu (bez względu na wszystko) dawać 1000zł, tak po prostu. A jeśli chce więcej, to sobie dopracuje. Na moje pytanie, skąd państwo ma brać kasę, odpowiedział, że może dodrukować. A ja do dziś pragnę wierzyć, że tylko żartował.
Zbliżają się wybory parlamentarne, więc „dobra zmiana” musiała wymyślić kolejną przynętę dla naiwnych. Tym razem jest to podniesienie płacy minimalnej. Etatowcy się cieszą, właściciele firm już mniej. Bo prawda jest taka, że PIS zdobywa elektorat kosztem przedsiębiorców, bo to przecież oni będą zmuszeni płacić wyższe pensje. A przy okazji i do państwowej skarbonki wpadnie nieco więcej kasy tytułem podatku dochodowego, ubezpieczenia itp.
Co ciekawe, w budżetówce aż tak dużo się nie zmieni. Np. wynagrodzenie nauczycieli reguluje tzw. Karta Nauczyciela a nie Kodeks Pracy. Dojdzie więc do tego, że niektórzy nauczyciele będą zarabiać mniej niż woźny. Zajebiście, prawda?
Wielu z Was pewnie się na to obruszy, ale taka jest prawda. Szef organizuje miejsca pracy, ale to pracownicy muszą zapracować na siebie, szefa, firmę, podatki, ubezpieczenia. A więc realnie muszą wypracować co najmniej 3-4 razy więcej niż wynosi ich wypłata. Firma to nie instytucja charytatywna i szef nie ma obowiązku utrzymywania nierentownych pracowników i jeżeli ktoś pracuje poniżej swojej pensji, to jest dla szefa tylko kosztem i należy go zwolnić. I prawdopodobnie tym się skończy podnoszenie płacy minimalnej. Ci, którzy obecnie zarabiają najmniej, zostaną najzwyczajniej zwolnieni. Bo tłumaczenie, że jak przedsiębiorcy nie stać na utrzymanie pracownika czy na ZUS, to powinien zamknąć firmę, jest najzwyczajniej idiotyczne.
Poza tym określanie stawek minimalnych, rodzi patologię, podobnie jak 500+. Będzie jak za PRL: „czy się stoi czy się leży, 3000 się należy”. Wydawałoby się, że już z tego wyrośliśmy, ale jak widać, wielu osobom bardzo to pasuje. Gorzej, jak ci bardzie obrotni po prostu przeniosą swoje biznesy do normalnych krajów, bo patriotyzm patriotyzmem, ale żyć z czegoś trzeba. Jeszcze parę lat i w kraju zostaną sami beneficjenci 500+, a kto będzie na nich pracować?
We wspomnianym wpisie o dobrej zmianie już pisałem, że jeśli komuś nie pasuje rzekome „wyzyskiwanie przez pracodawcę”, to przecież nikt mu nie broni założyć własną firmę.
Zgadzam się, że medialnie Janusz daje ciała równo, a jego wypowiedzi na różne tematy (zwłaszcza kobiet) nie zjednują mu sympatyków. Ale to nie znaczy, że myli się w każdej kwestii. Akurat jeśli chodzi o gospodarkę, to ma dużo racji. Chociażby z tego względu, że siedzi w temacie głębiej i zna go lepiej niż reszta politycznych oszołomów, którzy są totalnie oderwani od rzeczywistości.
Podobnie jak on uważam, że rynek powinien kształtować popyt i podaż a nie jakieś odgórne ustalenia, które mają się nijak do rzeczywistości. Państwo nie powinno ingerować w działalność firm i skupić się raczej na ułatwianiu a nie utrudnianiu ich prowadzenia. Mamy jedne z najwyższych podatków w Europie, a z Krzywej Laffera wiemy, że zwiększanie podatków nie prowadzi do niczego dobrego. Wizja drugiej Wenezueli jest coraz bardziej realna.