Z klientami bywa różnie. Jedni przynoszą realne zlecenia za realne honorarium. Inni tylko szukają jelenia do zrobienia projektu za friko. Niestety tych drugich jest niewiele mniej niż pierwszych i trzeba się mocno pilnować, żeby nie przejebać wielu godzin ciężkiej pracy.
Klienta wygenerowałem w leonardo.ai
OK. Może nie na każdym kroku, ale co 2-3 kroki zza winkla wyskakuje ktoś, kto chce nas wyrolować, wykorzystać, czy, mówiąc brzydko: wydymać. Sorry, taki mamy klimat.
U nas wciąż mało popularna jest zasada win-win, wg której na danym zleceniu obie strony powinny skorzystać, a to przecież oczywiste, że jeśli obie strony będą zadowolone, to chętnie powrócą do współpracy w przyszłości. Często jednak zdarzają się „przedsiębiorcy” liczący na szybki zysk, najczęściej kosztem kontrahenta i nie widzą, że długotrwała współpraca przyniesie im relatywnie większe korzyści. Chyba wciąż pokutuje przekonanie, że „jeśli więcej weźmie ktoś inny, to zabraknie dla mnie” i mało kto zdaje sobie sprawę, jak szybko porusza się informacja i jak łatwo może zepsuć PR. A potem ludzie się dziwią, że im biznesy upadają…
Wstyd się przyznać, ale sam też dałem się kilka razy wykorzystać. Kwoty nie były duże, ale gorsza była sama świadomość. Czasami był to nawet bliski znajomy bliskiego znajomego, który ręczył za niego głową. Nie dość, że się daje wtedy rabat „po znajomości” to i tak nic się nie zarabia (swoją drogą oduczyło mnie to dawania rabatów „po znajomości”). Na szczęście zadatek/zaliczka często załatwia sprawę. Albo tracimy mniej albo klient od razu rezygnuje, jeśli od samego początku nie zamierzał płacić.
Często też powtarzają się pewne schematy klientów. Ja się spotkałem z poniższymi, ale domyślam się, że to nie wyczerpuje tematu:
Klienci, którzy sami lepiej wiedzą, ile coś kosztuje i ile czasu potrwa wykonanie. Widziałem ogłoszenie, gdzie klient szukał jelenia na wykonanie rozbudowanego serwisu ze sklepem, z bajerami, z CMS-em, nauczenie go obsługi oferując… 500zł. I jeszcze chciał, żeby mu coś jeszcze z tego na reklamę zostało. Bardzo często klienci mają określone, nie najmniejsze wymagania i budżet wystarczający na wykonanie 1/10 pracy albo mniej. Wiedzą, że projektowanie i budowa sklepu internetowego to maksymalnie tydzień pracy. A zapłata? Za miesiąc, albo najlepiej nigdy.
Klienci, którzy mają rewelacyjny pomysł, jakiego jeszcze nikt nie miał, więc szukają wykonawcy. Pieniędzy oczywiście nie mają, ale obiecują barter (umieszczenie banera na stronie) lub procent od zysków. Oczywiście jeśli projekt wypali. Przynajmniej sami nic nie tracą.
Klienci, którzy od razu na wstępie przewidują dłuższą współpracę i w związku z tym oczekują super rabatów, bo przecież są stałymi klientami. W głowie się nie mieści, ile osób się na to nabiera. Oczywiście po jednym zleceniu klient się ulatnia (dobrze, jeśli zapłaci).
Zdarzył mi się (niedoszły na szczęście) klient, który po kilku rozmowach telefonicznych chciał, żebym wykupił mu serwer i domenę, bo będę mu robić stronę. Ani go nie widziałem, ani nie podpisaliśmy umowy ani złotówki zadatku nie dostałem. Kiedy udało mi się wyciągnąć nieco danych na temat strony i przygotowałem wstępną, ogólną wycenę, okazało się, że cena przekraczała jego budżet, który z trudem wystarczał na zakup serwera i domeny. Rewelacja.
Znam przypadek (na szczęście nie mój), że klient zamówił folder. Kilka tygodni pracy, często z klientem nad głową. Kilka projektów layoutu. I nagle klient zrezygnował. No super, ale co z wynagrodzeniem za kilka tygodni pracy? Klient był niezwykle zdziwiony, że ktoś chce jakieś pieniądze! Przecież folder nie został ukończony, więc jak to? Nie wiem, jak się ta historia skończyła, ale pokazuje jeden ciekawy aspekt. Nikt nie liczy czasu pracy grafików tylko gotowy, fizyczny produkt. Wycenę (zwłaszcza w agencjach - wiem, bo pracowałem) robi się na podstawie ilości zamówionych egzemplarzy i do ceny z drukarni dodaje się swoją marżę. A czy grafik siedział nad tym dzień czy miesiąc? Kogo to obchodzi? Zresztą gdy pracowałem jeszcze w agencji reklamowej, W MOJEJ OBECNOŚCI Account Manager powiedział klientowi, że nie policzy mu za projekt graficzny. A potem klienci się przyzwyczajają, że praca grafika nic nie kosztuje.
Są też sytuacje nieco mniejszego kalibru np. klient podczas spisywania umowy mocno drąży temat ukończenia prac, bo zależy mu na czasie. A potem sam zwleka z materiałami czasami miesiąc po terminie, czasami dłużej. Dlatego w umowach lepiej nie zamieszczać terminu końcowego tylko czas wykonania projektu od dostarczenia wszystkich niezbędnych materiałów, żeby potem nie było sytuacji, że klient pociąga do odpowiedzialności za niedotrzymanie terminu zlecenia, do którego nie dostarczył na czas materiałów.