Nawiązując do wpisu Lenistwo czy choroba przybliżę kilka sposobów na poradzenie sobie z problemem prokrastynacji. Bo dobrze wiem, że teraz zamiast pracować siedzisz teraz na moim blogu i sobie czytasz :)
Leniwiec pochodzi z Adobe Stock
We wspomnianym wpisie wypunktowałem kilka sposobów na radzenie sobie z brakiem motywacji do działania. Rozwinę je trochę i opiszę dokładniej podpierając się doświadczeniem własnym i znajomych.
Jest to kluczowa sprawa. Jeśli coś nie jest zapisane, to jakby tego nie było. Spisane cele i zadania motywują do ich realizacji. Zauważ, że wszyscy ludzie sukcesu mają swoje notatniki. To nie tylko dlatego, że mają krótką pamięć (bo na pewno nie mają), ale dlatego, żeby nie zaprzątać sobie cały czas głowy rzeczami do zrobienia, skupić się na realizowanym zadaniu, a jednocześnie móc w każdej chwili zerknąć i sprawdzić, czy przypadkiem nie zeszli z ustalonej wcześniej ścieżki. Dzięki temu umysłowe zasoby przeznaczają na myślenie kreatywne a nie ciągłe odświeżanie listy zadań. Jeden z moich znajomych tego nie robi i bardzo często zapomina o czymś istotnym.
Dlaczego na kartce?
No właśnie, przecież mamy komórki, tablety i tyle fajnych aplikacji. Co daje takie archaiczne (wg niektórych), analogowe urządzenie?
Żeby zjeść przysłowiowego słonia, wystarczy go podzielić na mniejsze kawałki. To samo trzeba zrobić z dużym zadaniem. Dzięki temu nie masz przed sobą jednego wielkiego zadania, tylko kilka (-naście, -dziesiąt) małych, które szybko możesz zrealizować jedno po drugim. Satysfakcja z wykonania (i wykreślenia) zadania bardzo motywuje do dalszego działania.
Ja codziennie wieczorem przygotowuję sobie szczegółową listę zadań na dzień następny i większość z nich często wykonuję automatycznie. Podczas dnia zbierają się kolejne zadania czy pomysły, które spisuję na kartce, a wieczorem przygotowuję kolejną listę. Jeśli jakiegoś zadania nie udało mi się wykonać przez kilka dni, może to być znak, że wciąż wymaga podziału na mniejsze kawałki. Albo nie jest tak istotne, jak mi się wydawało. Podczas przepisywania mam możliwość zastanowienia się nad tym. A nie znam aplikacji, która by w tym pomagała.
Czasami tak się wkręcasz w jakieś zadanie, że mija kilka godzin, a Ty nawet nie zmieniłeś pozycji na krześle. Problem w tym, że często już po godzinie drastycznie spada efektywność, chociaż trudno to zauważyć. Krótka, pięciominutowa przerwa pozwala zaczerpnąć tchu (zwłaszcza jeśli jest połączona z jakimiś ćwiczeniami dotleniającymi), a potem spojrzeć na problem z innej strony. Z doświadczenia wiem, że po tych pięciu minutach na jakiś czas zasuwam znowu na najwyższych obrotach. Niestety przerwa sama się nie zrobi. Warto mieć gdzieś pod ręką budzik albo timer, który będzie nam o tym przypominał.
Wyżej wspomniałem i przygotowywaniu listy zadań na kolejny dzień. Ale to nie wszystko. Podobne listy trzeba robić na dłuższe okresy czasu. Ta metoda nazywa się Getting Things Done czyli Doprowadź Robotę do Końca i polega na przygotowaniu i kolekcjonowaniu list zadań z podziałem na okresy.
Lista na najbliższy tydzień zawiera bieżące i pilne projekty, lista miesięczna może zawierać nieco mniej ważne tematy, jednak na pewno do wykonania. Na liście rocznej mogą znaleźć się projekty prywatne, którymi fajnie byłoby się zająć w wolnej chwili, ale które nie mogą być ważniejsze od tematów bieżących (to zresztą kwestia gustu - czasami projekt prywatny może okazać się tym życiowym).
Ja prowadzę trzy listy:
Nie pamiętam gdzie o tym czytałem (niech mnie ktoś naprowadzi), ale jest taki sposób polegający na dzieleniu zadań na 4 rodzaje:
Pozwala to zorientować się w ich ważności. Te z ostatniej grupy od razu można wykreślić i zapomnieć. Potem zająć się tymi z pierwszej grupy. Te z grupy drugiej i trzeciej wykonuje się w zależności od czasu, jakim dysponujemy.