Zdjęcie na baner pochodzi z serwisu Fotolia.pl
Kto chce - szuka sposobu, kto nie chce - szuka wymówki
Kilka lat temu w rozmowie z pewnym mądrym człowiekiem (właścicielem dużej firmy zresztą) stwierdziłem, że nigdy nie będę miał własnej firmy, bo nie będę w stanie się utrzymać. Nie mam szczęścia do klientów, zleceń. Zawsze będę pracował na kogoś. Odpowiedzią tego człowieka było "bzdura". I dziś wiem, że to była bardzo mądra odpowiedź.
Człowiek ten powiedział mi jeszcze, że nie ma czegoś takiego jak sytuacje losowe, że całym swoim życiem kierujemy sami. W sposób świadomy lub nieświadomy. A potem wspomniał jeszcze o czymś, co się zwie NLP (Programowanie Neurolingwistyczne). Pierwszy raz usłyszałem to pojęcie więc nie przywiązałem to niego większej wagi i raczej zapomniałem o temacie. Do czasu, kiedy przez przypadek (teraz nie jestem pewien, czy to był przypadek) w moje ręce trafił audiobook Briana Tracy "Maksimum Osiągnięć". Gdybym nie słyszał o NLP, zapewne olałbym ten audiobook, ale wtedy coś mnie tknęło i przesłuchałem go do końca. Można powiedzieć, że to było jak objawienie, bo około pół roku później założyłem własną działalność.
Po przesłuchaniu wspomnianego audiobooka zacząłem zgłębiać temat w internecie. Znalazłem różne grupy dyskusyjne, szkolenia i materiały szkoleniowe. To sobie odpuściłem, bo cena daleko przerastała moje możliwości finansowe. Trener NLP czesze naprawdę niezłą kasę i coś w tym musi być, skoro są ludzie, którzy chętnie za to płacą. A może to właśnie manipulacja? Żadnego nie będę reklamował, bo mi za to nie płacą, zresztą człowiek inteligentny poradzi sobie trochę naokoło i zaoszczędzi 3000zł. Na szczęście można znaleźć też trochę tanich albo wręcz darmowych materiałów, głównie audiobooków. Słuchałem ich w drodze do pracy przez następne miesiące. Kilka z nich tak bardzo wpłynęło na mój sposób myślenia i postrzegania świata, że pewnego dnia oznajmiłem szefowi, że odchodzę. Ktoś mógłby powiedzieć, że to szalone. Był to bowiem czas największego kryzysu w naszym kraju, nie miałem wizji ani nowej pracy ani jakichś pewnych klientów. Ale ja byłem tak nabuzowany, że nic nie mogło mnie powstrzymać.
Przede wszystkim tego, że nie ma czegoś takiego, jak zdarzenia losowe, każdy sam tworzy własną rzeczywistość. Trochę to zalatuje magią, ale tak właśnie jest. Chodzi o to, że jak sobie zaprogramujemy podświadomość (jakimś bardzo silnym pragnieniem), to ona sama zacznie kierować naszymi poczynaniami w taki sposób, aby to osiągnąć. Będzie odfiltrowywać miliony informacji, które docierają do nas każdego dnia, zwracając naszą uwagę tylko na to, co nam jest potrzebne. Ja w ten sposób kupiłem dwa aparaty fotograficzne (nie znając jeszcze działania tego mechanizmu), chociaż niekoniecznie było mnie na nie stać.
Istotne jest, żeby to pragnienie stało się naszą obsesją, tzw. idee fixe. Żebyśmy myśleli o tym kładąc się spać i budząc rano. Do tego dochodzi pojęcie afirmacji i wizualizacji (nie będę się o tym rozpisywał, bo to duży temat, ale bardzo łatwy do wygooglania). Stosowałem różne techniki relaksacyjne oraz wizualizacje. W ten sposób skutecznie zwizualizowałem sobie swoją pierwszą lustrzankę cyfrową. Kładąc się spać czułem w palcach kształt aparatu, słyszałem dźwięk migawki... Miesiąc później już go miałem.
Jak to zrobić? Jest taka prosta metoda. Wystarczy wziąć kartkę papieru i zapisać sobie swoje plany na najbliższy miesiąc, rok, 10 lat. Co mamy, kim jesteśmy, co robimy. Ale nie w sposób, że "chciałbym" czy nawet "chcę". To musi być w formie dokonanej: "mam samochód, dom", "jestem właścicielem dużej firmy"... W ten sposób nasza podświadomość zaprogramuje się i będzie dążyć do realizacji tych planów. Oczywiście nie może to być nierealne. Nikt w ciągu tygodnia nie stanie się milionerem. I oczywiście "trafiłem 6 w totka" też nie zadziała. To musi być coś, do czego sami dojdziemy. Mi się już część spełniła i spełnia się dalej. Mam własne studio graficzne. Bez szaleństw i kilometrowych kolejek, ale mam klientów, którzy polecają mnie następnym i jakoś to się kręci. Wierzę w reakcję łańcuchową :)
Większość z Was w to nie uwierzy, ale to działa naprawdę. Przed snem dobrze jest się rozluźnić, położyć na plecach (zupełnie inaczej się oddycha, chociaż wiele osób twierdzi, że nigdy nie zaśnie na plecach - ja też tak twierdziłem, ale jakoś się przyzwyczaiłem) i potrenować tzw. świadome oddychanie. Chodzi o to, żeby czuć każdy wdech i wydech. Koniecznie musi być głęboki (domyślam się, że chodzi o mocne dotlenienie mózgu, chociaż nigdzie się tego nie doczytałem). Potem należy oczyścić umysł ze śmieci minionego dnia. To nie łatwe, myśli będą nas atakować, ale nie należy się tym przejmować. Przez pierwszy miesiąc nie byłem w stanie oczyścić umysłu, ale w końcu się tego nauczyłem. Czasami, jak mam bardzo stresujący dzień, to w ogóle nie jestem w stanie się wyluzować, ale to też żaden powód do zmartwień. Następnie należy się wprawić w stan tzw. radosnego oczekiwania. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale chodzi o coś takiego, żeby tak się "podkręcić", żeby nie móc się doczekać świtu, bo następnego dnia "wydarzy się coś cudownego". Nie wiemy, co to jest, ale ten stan jest tak silny, że zazwyczaj następnego dnia wydarza się coś niesamowitego, nieoczekiwanego a, co najważniejsze, bardzo pozytywnego. Żałuję, że nie stosuję tego codziennie. Sprawdza mi się w 90%.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to wszystko bzdura, majaczenie nawiedzonego człowieka. Nie zgodzę się z tym. Jestem zwykłym grafikiem, nawet wcale nie jakimś wybitnym (nie stoją do mnie kilometrowe kolejki po odjechany design). Z drugiej strony nie jestem też tani (ZPN nie jest dla mnie), więc cenowo też nie konkuruję z innymi. A jednak klienci skądś się biorą. I zazwyczaj zostają. Szczęście? Nie uważam się za szczęściarza. Zresztą nie ma czegoś takiego jak szczęście.
Na blogu Michała Pasterskiego można znaleźć dużo ciekawych informacji na powyższe tematy. Oczywiście dużo lepiej przedstawionych a nie tak "po łebkach" jak tutaj - Michał jest trenerem i na blogu dzieli się swoją wiedzą za free. Chociaż muszę szczerze napisać, że jego starsze wpisy były dla mnie o wiele ciekawsze, dobrze więc przejrzeć archiwum.
Jeśli nie czujesz się zniechęcony, to polecę jeszcze kilka ciekawych materiałów, z których sam korzystałem:
To zaledwie kilka, ale te wystarczyły, żebym uwierzył w siebie i stał się kowalem swojego losu.
I jeszcze pozytywny filmik: bardzo mnie inspiruje i często go oglądam: