Łączenie technik filmowych kręciło mnie od obejrzenia „Akademii Pana Kleksa” i znanej chyba wszystkim piosenki o dziku. Później podobne uczucia wzbudził we mnie film „Kto wrobił Królika Rogera” i ostatecznie „Kosmiczny Mecz”. Do teraz pozostawało to wyłącznie w sferze fantazji...
Było to na tyle nierealne, że przez wiele lat nawet nie próbowałem nic robić w tym kierunku. Był okres, kiedy po prostu rysowałem różne stworki na zdjęciach, ale moje niewielkie umiejętności rysownicze sprawiły, że szybko tego zaniechałem.
Jednak myśl o robieniu animacji wracała do mnie od czasu do czasu, a kilka lat temu była na tyle silna, że nawet zacząłem szukać programu, który by mi to umożliwił. Oczywiście darmowego, bo to miała być tylko zabawa.
Co ciekawe, to nie pierwsza rzecz, o której kiedyś dawno marzyłem i którą po wielu latach zrealizowałem. W zasadzie wszystko, czym się teraz zajmuję, było moją fantazją jeszcze z czasów dzieciństwa.
Przegrzebałem cały internet (dwukrotnie) w poszukiwaniu jakiegoś prostego programu, bo nie potrzebowałem setek zaawansowanych bajerów, które amatorowi wcale nie są potrzebne. Niby miałem Flasha z pakietu CS6 (podobno filmy o kocie Simona w nim powstawały), ale on też miał swoje fochy. Przede wszystkim nie pozwalał na osadzanie w tle filmów, tylko od razu tworzył kontrolkę odtwarzacza, czego nie potrzebowałem. Nigdy nie udało mi się znaleźć na to rozwiązania. A moim zamysłem było robienie animacji na filmach a nie statycznych tłach.
Tymczasem ukazał się mój ulubiony Blender w wersji 2.73, który umożliwiał rysowanie poklatkowe narzędziem Grease Pencil. Była to nowość, w dodatku bardzo prymitywna, ale miałem nadzieję, że z czasem się rozwinie. Obserwowałem to sobie, ale wciąż brakowało mi motywacji, żeby spróbować coś poruszyć.
Już nie pamiętam, jak na niego trafiłem, ale jego prace mnie powaliły, bo robił dokładnie to, co mi się marzyło i nawet jego postacie były w moim stylu. W dodatku zaimponował mi klasyczną, bardzo pracochłonną techniką rysowania na folii i zdjęć poklatkowych iPhonem.
Długo zastanawiałem się, jak to ugryźć osobiście i tak mijały kolejne lata. Miałem dużo innych spraw na głowie i takie tam… W końcu jednak w kwietniu 2019 roku (a więc całkiem niedawno) znowu mnie to dopadło, tym razem skutecznie.
Znowu zacząłem szukać odpowiedniego programu i znowu skończyło się na Blenderze. Akurat mocno testowałem jego najnowszą wersję. Nie miałem doświadczenia w animacji, pisaniu scenariuszy, więc po prostu nakręciłem szybko kilka krótkich filmików i zacząłem rysować. Narzędzi też jeszcze nie znałem, więc eksperymentowałem popełniając wszystkie możliwe błędy i wypuszczałem potworek za potworkiem.
Mam jednak problem z Hombre McSteezem, bo wydaje mi się, że moje stworki i same animacje są zbyt podobne do jego twórczości. Tym bardziej, że on też odszedł od swojego „foliowego” stylu i często rysuje bezpośrednio w komputerze. Kreskę też mamy dosyć podobną i nie bardzo wiem, co z tym fantem zrobić.
Popełniłem ją dokładnie 15 kwietnia 2019 roku. Rysowałem ją pół dnia, potem poprawiałem, potem kilka razy renderowałem do końcowego pliku i nie mogłem uzyskać efektu, na jakim mi zależało. W końcu to zostawiłem i zabrałem się za kolejne filmiki. Akurat nie miałem zleceń, więc był czas na naukę.
Podobno z kreatywnością jest tak, że im więcej coś robisz, tym więcej masz pomysłów. I ja się z tym zgadzam. Dwie pierwsze animacje robiłem trochę na siłę i bez pomysłu. Bardziej zależało mi na opanowaniu warsztatu. Potem wszystko ruszyło lawinowo i pojawiły się setki pomysłów. Obecnie mam ich dużo więcej, niż jestem w stanie zrealizować.
Są to kilkusekundowe scenki, w których pojawiają się moje stworki i zazwyczaj gdzieś idą albo pełzają. Kamieniem milowym był filmik z bananem, który w zasadzie też tylko szedł, ale za to był bardzo „na czasie”. Zebrał dużo polubień i jeszcze więcej obejrzeń. Był też pierwszym kolorowym bohaterem moich filmików.
Po zaledwie dwóch tygodniach zostałem dostrzeżony i poproszony na zrobienie krótkiej animacji dla biblioteki. Nie było to zlecenie komercyjne, zresztą nie czułem się jeszcze na siłach. Potraktowałem to jako kolejne ćwiczenie i możliwość zareklamowania siebie, bo film dotarł naprawdę daleko.
Kilka długich dni spędziłem z zeszytem, w którym narysowałem kilkadziesiąt różnych postaci. To taka moja baza bohaterów, których już nie muszę wymyślać, tylko przerysować do komputera. Co jakiś czas wymyślam kogoś nowego, ale to raczej ewolucja tych gości, których już mam.
Zazwyczaj nie robię scenariuszy. Mam ogólny zamysł, ale to raczej takie luźne myśli niż coś konkretnego. Konkrety przychodzą podczas rysowania. Bardzo często pierwotny pomysł mocno ewoluuje albo zmienia się w coś całkiem innego. Głównie dlatego, że nie umiem czegoś dobrze narysować.
W Blenderze przygotowałem sobie szablon do robienia animacji: odpowiednie pola robocze, ustawienia, stół montażowy itp. Pozostaje tylko wciągnięcie oryginalnego filmu, poprawienie kilku ustawień (zawsze przełączają się na standardowe) i można rysować.
Pierwotnie gotowe filmiki wypuszczałem bezpośrednio z Blendera. W kilku przypadkach nie byłem w stanie tego ogarnąć, więc eksportowałem zestaw grafik PNG i montowałem je w HitFilmie. Obecnie W HitFilmie przygotowuję tło (na bazie zdjęć poklatkowych albo wstępnie nagranego filmu), osadzam w Blenderze, w którym rysuję postacie, eksportuję do serii plików PNG i ostatecznie znowu montuję w HitFilmie dodając efekty dźwiękowe i czasami muzykę.
Nie kończyłem żadnych szkół artystycznych, do wszystkiego dochodzę sam metodą prób i błędów (częściej jednak błędów), dlatego tak wolno idzie mi rozwój.
Narzędzia Blendera też poznaję na bieżąco i każdy kolejny filmik to eksperymenty. Zmieniam ustawienia, dopracowuję swoje pędzle, ustalam jakieś spójne zasady, których staram się trzymać w kolejnych animacjach. Generalnie szukam swojej niszy i charakterystycznego stylu, żeby jakoś odróżnić się od Hombre McSteeza. Zresztą sam Blender też cały czas ewoluuje i z każdym kolejnym buildem (codziennie pojawiają się nowe) dochodzi coś nowego. Zwłaszcza, że teraz programiści mocno skupili się na narzędziu Grease Pencil, właśnie pod kątem rysowania animacji.
Wszystkie filmiki wrzucam na serwisy społecznościowe (chociaż może część powinienem sobie darować). Wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku, bo mam już nawet kilku hejterów. Poprzednim razem, jak mi shejtowano rendering łazienki i biurka, to znalazłem klienta, z którym współpracuję do dzisiaj. Może i tu coś się wykluje?
Na chwilę obecną mam już kilkadziesiąt animacji i wciąż robię kolejne. Ciekawe, czy szybciej mi się to znudzi i odpuszczę, czy może okaże się to moim życiowym celem?