Wkurzony pochodzi z banku zdjęć Fotolia
Jeśli pracujesz w branży, to po jakimś czasie dochodzisz do wniosku, że klienci chodzą na jakiś specjalny kurs wkurzania grafika.
No bo jak to możliwe, że oni wszyscy używają niemal tych samych sposobów, żeby tylko doprowadzić Cię do szału. Niektórzy, co bardziej pomysłowi, robią to w wyrafinowany sposób, ale generalnie wszystko sprowadza się do tego samego.
No bo przecież skoro u klienta na monitorze wygląda dobrze, to wszędzie będzie. A my jesteśmy dupy, nie graficy, jeśli nie potrafimy go sobie powiększyć (w Photoshopie można przecież wszystko) i wrzucić na billboard. Nie wiem, czy już o tym pisałem, ale kiedyś klientka poproszona o przesłanie większego zdjęcia faktycznie powiększyła mi je w Paincie. Pewnie jeszcze śmiała się z koleżankami, że nie umiem tak podstawowych rzeczy. Ale wracając do logo, kiedy prosimy o wersję wektorową, to wrzucają to małe gówienko do Corela i nie dociera do nich, że nie o to chodzi.
Zastanawiam się co ludźmi kieruje, że tracą swój czas na wklejenie zdjęć do Worda i nasz, żeby je z niego wyciągnąć. Pół biedy kiedy jest to DOCX (jest to zwykły ZIP), z którego można je po prostu skopiować. Ale ze starszych wersji już nie bardzo. Nie można po prostu wrzucić kompletu JPG do załącznika maila?
Arial i Times New Roman też. Ja rozumiem, że 10 lat temu to były jedyne fonty zainstalowane na komputerze klienta, ale ludzie! Mamy XXI wiek! Do dyspozycji jest dużo więcej możliwości, dajcie grafikowi wolną rękę, żeby dobrał najlepszy font do projektu. A już totalnie rozwala mnie, kiedy poważny dokument (nie jakiś brief tylko np. umowa czy faktura) jest napisany Comic Sansem. Tak, mam takie dokumenty.
No pewnie, już się rozpędzam. To jedna z najgorszych rzeczy, jaką można powiedzieć grafikowi z doświadczeniem. Skoro przyszedł, widział portfolio, to chyba wie, jakiego poziomu oczekiwać. Proponowanie projektu „na próbę” to zwykłe szukanie jelenia. Rozwinięciem tego jest konkurs, w którym klient radośnie bierze udział i szuka podwykonawcy. Oczywiście za friko, bo przecież to konkurs i klient nie chce być stratny. No k...a a ja mogę być? Gdybym chciał wziąć udział w konkursie, to bym wziął sam. A skoro jestem podwykonawcą, to traktuję to jako normalne zlecenie. Nie podoba się? Rysuj sam.
No pewnie, przecież taki klient, to jak złapanie Pana Boga za nogi i jeśli wrzucimy jego projekt do portfolio to kasa zacznie mi sama spadać z nieba. No to niech się klient douczy, że projekt tak czy inaczej możemy wrzucić do portfolio, jeśli oczywiście klient go nie spieprzy swoimi poprawkami.
No to niech robi. Dlaczego zawracasz mi dupę, zamiast skorzystać z takiej okazji? Gdybyś drogi (raczej tani) Kliencie pomyślał, to zleciłbyś synowi szwagra, który na plastyce nie takie rzeczy robi. I to tylko za jedną pepsi.
Cieszę, się masz takie wysokie mniemanie o moich umiejętnościach. Co nie zmienia faktu, że nie zrobię tego za połowę ceny ani tym bardziej za friko. Nie powinno cię obchodzić, ile czasu mi zajmuje zrobienie projektu. A skoro tak dobrze wiesz, ile to kliknięć, to dlaczego znowu zawracasz mi dupę zamiast samemu to zrobić? Będzie taniej i szybciej.
Bo o to właśnie chodzi, żeby było proste. Widziałeś logo Pepsi, Nike czy Apple? Logo to nie ilustracja, nie musi być barokowe. A płaci się właśnie za to, żeby było proste. Nie sztuką jest nawrzucać elementów, pierdółek i efektów. Sztuką jest się ich sensownie pozbyć.
Oczywiście klient nie może sam podjąć decyzji, ma za to sztab "profesjonalistów", którzy służą pomocą. Księgowa, sąsiadka, kochanka, nawet pan Marian spawacz mają swoje uwagi, które grafik musi uwzględnić. No bo przecież to są światowej klasy fachowcy. Dlaczego więc oni nie zrobią projektu?
Klasyka. Coś jest źle, ale klient nie wie co. I nie będzie w to wnikać, w końcu to my jesteśmy grafikami, żeby się domyślić co jest źle. Otóż nie, graficy nie kończą kursów na jasnowidzenie i czytanie w myślach. Brzydkie/ładne to kwestia gustu i preferencji i z całym szacunkiem, to my mamy większe doświadczenie w tej kwestii. Słowo grafika z 12-letnim doświadczeniem vs niedouczonego klienta.
Pamiętam, że w jednej agencji musiałem zostać po godzinach, żeby PILNIE zrobić jakieś zaproszenia dla klienta (uwziął się akurat na mnie a miałem deadline z jakimiś gazetkami) a potem wydrukowane zaproszenia leżały jeszcze przez kilka tygodni. Do tego dochodzi jeszcze niechęć do płacenia za nadgodziny. Całkiem niedawno miałem inną pilną, weekendową robótkę (od stałego klienta, z którym od kilku lat już się nie bawimy w umowy). Wziąłem, bo wiedziałem, że jest mocno przyciśnięty, trochę się znamy i tu akurat złamałem zasadę, o której nie raz pisałem. To był błąd. Sporo czasu i nerwów kosztowało mnie przetłumaczenie klientowi, że nie obniżę o połowę ceny na fakturze. No bo przecież on nie będzie tyle płacił za coś co inny grafik zrobi dużo taniej. Może i zrobi ale nie w jeden weekend tylko cały tydzień. Koniec końców zapłacił, ale ma już zapowiedziane, że może zapomnieć o "pilnych tematach na weekend".
Najczęściej zdarza się to w agencjach, kiedy klienci przychodzą osobiście, siadają za grafikiem i sterują jego rękę. Ciut w górę, dwa ciuty w lewo, może jednak trzy i pół ciuta w dół. Zresztą nie tylko klienci, handlowcy czasami też (bo przecież oni mają największe pojęcie o kreacji). A my jesteśmy sprowadzeniu do poziomu operatora myszy. Na szczęście teraz pracuję wyłącznie zdalnie i jedyną osobą, która mi zagląda przez ramię, to moja żona. Ale to też wkurza :)