Brzmi to jak imię wróżki, w rzeczywistości jest to czteroetapowy proces oddziaływania reklamy na konsumenta. Warto się nad nim bliżej zastanowić, bo wiele oglądanych codziennie reklam nie spełnia go. A potem wszyscy się dziwią, dlaczego wywalono tyle kasy w błoto.
Przyznam szczerze, że sam o AIDA dowiedziałem się jakiś czas temu dopiero od znajomego, który studiował marketing. Przez wiele lat pracy w agencjach reklamowych nigdy nie spotkałem się z tym terminem.
Jest to akronim angielskich słów określających kolejne reakcje klienta na reklamę:
Attention - jest to zwrócenie uwagi przy pomocy dostępnych środków reklamowych. Jest to trudne, bo dzisiaj reklamy atakują nas na każdym kroku. Ale zmartwię Cię, jest to i tak najłatwiejszy etap. Często wystarczy użycie niekonwencjonalnej formy graficznej, agresywnego koloru czy animacji w przypadku banerów internetowych. Mogą to być reklamy typu POS np. naklejki na podłodze czy nawet na chodniku, interesujące stojaki albo potykacze.
Interest - kolejny krok jest już trudniejszy. Nawet jeśli potencjalny klient zobaczy reklamę, to często jego zainteresowanie produktem jest zerowe. Na przykład reklamy w TV: która dotycząca środków przeciwbólowych albo na kaszel i katar Cię zainteresowała? A przecież dziennie wyświetla się ich setki. Czasami na chwilę przykuje wzrok jakaś ładna „lekarka”, ale to wciąż tylko zwrócenie uwagi.
Reklamy w internecie oglądamy zazwyczaj tylko do chwili znalezienia krzyżyka, który je wyłączy. Większość billboardów jest nijaka, chociaż czasami zdarzają się perełki, które zapadną w pamięć na jakiś czas. Póki co dobrze się mają reklamy wielkoformatowe wiszące np. na ścianach wieżowców, ale chyba tylko dlatego, że jest ich mało (przynajmniej w moim mieście). Tutaj chyba największe zasługi mają dobrzy copywriterzy, ponieważ o ile uwagę zwraca forma graficzna, to już zainteresowanie wzbudza odpowiednie, często kontrowersyjne hasło. Niektóre zapadają w pamięć naprawdę na długo.
Desire - obudzenie potrzeby zakupu. To jest najważniejszy moment w całym procesie. Jeśli potencjalny klient poczuje chęć posiadania produktu, to praktycznie jest nasz. Trzeba tylko mu uświadomić, jak puste było jego dotychczasowe życie i jak bardzo się zmieni (pozytywnie oczywiście), gdy produkt nabędzie. Jak to zrobić? Oczywiście, że każdym dostępnym sposobem. Niestety nie ma jednego uniwersalnego i skutecznego. Dlatego ludzie studiują marketing. Ja nie studiowałem, więc pozostaje mi obserwować innych i uczyć się na własnych błędach :)
Action - pobudzenie do zakupu. Gdy klient już poczuje chęć posiadania produktu, trzeba mu jak najszybciej umożliwić jego nabycie, zanim to pragnienie minie. O ile więc w przypadku reklamy zewnętrznej trudno wykonać skuteczną akcję, o tyle w internecie jest to niezwykle proste. Wystarczy zamieścić widoczny link do formularza kontaktowego, zaś w przypadku sklepów link do kup teraz. I tu zazwyczaj zaczynają się schody. Bo w wielu przypadkach pojawia szereg kroków, przez które trzeba przebrnąć (np. konieczność rejestrowania, podawania setek nikomu niepotrzebnych danych), przez co potencjalny klient w połowie drogi zamyka stronę. Akcja musi być na tyle szybka i prosta do wykonania, żeby klient złożył zamówienie zanim zacznie się zastanawiać, czy produkt jest mu faktycznie potrzebny.
W modelu AIDA często są stosowane techniki NLP, głównie manipulacji podświadomością niczego nie spodziewającego się klienta. Często skutecznej manipulacji.