Masz już dosyć etatu i myślisz o założeniu własnej działalności? Chcesz mieć nienormowany czas pracy, klikać na komputerze w domu i raz w tygodniu wydawać zarobioną kasę w Las Vegas? Skonfrontuj oczekiwania z rzeczywistością i dowiedz się, jak to u mnie było na początku.
Freelancer pochodzi z banku zdjęć Fotolia
Niniejszy wpis jest w zasadzie rozwinięciem pewnej konwersacji mailowej ze znajomą, która zapragnęła przejść „na swoje”, ale miała sporo obaw i jeszcze więcej pytań. Mam nadzieję, że na większość z nich odpowiedziałem i podjęła jedynie słuszną decyzję, jakakolwiek by nie była. Bo o ile dla mnie nie ma nic lepszego niż własna firma, to przecież nie każdy musi czuć się komfortowo mając na głowie dużo więcej spraw niż na etacie.
Tak naprawdę wiele tematów już poruszałem na łamach bloga, więc tym razem spróbuję to po jakoś podsumować i powiązać z innymi wpisami. Przygotuj się więc na sporo klikania, jeśli nie znasz tych innych wpisów.
Nie będę ściemniał, że było super od samego początku. Bo nie było. Zacząłem w sierpniu, a już po nowym roku od stycznia do marca nie miałem ani jednego zlecenia i na pożyczałem kasę na ZUS (mafia na swój haracz przecież nie poczeka). Żona nawet zaczęła sugerować, żebym poszukał etatu, ale staram się nie słuchać złych rad.
Wszystko przez to, że zacząłem całkiem na głupa, bez oszczędności, bez zleceń, bez klientów, nawet bez własnej marki. Miałem dużo, dużo szczęścia i na nim od samego początku polegałem. W sumie bazuję na nim jeszcze od czasu studiów i póki co jeszcze mnie nie zawiodło. Czy ma z tym coś wspólnego powiedzenie „głupi ma szczęście”?
Na pewno dużo dała mi determinacja. Tak bardzo nie chciałem wracać na etat, że w ogóle nie dopuszczałem do siebie takiej myśli. Nie miałem więc innego wyjścia jak sobie poradzić. To dowód na to, jak silna może być nasza wola przetrwania i dążenie do sukcesu. Dzięki temu pokonałem swoje lęki i słabości oraz różne przeciwności losu, co jeszcze kilkanaście lat temu było dla mnie nie do pomyślenia.
Nie wiem, czy wspomniane okresy posuchy mają jakąś prawidłowość. Na początku działalności najgorszy był u mnie początek roku. Potem przez kolejne lata było w miarę równo z lekkim osłabieniem w wakacje (wtedy mogłem więcej zajmować się swoimi projektami, w tych okresach mocno rozwijałem swój autorski CMS). Teraz w zasadzie nie mam w ogóle słabszych okresów. Ale do zatrudniania pracowników wcale mi się nie spieszy. Nie czuję się szefem i nie chcę nim być. Zdecydowanie wolę robić coś konkretnego niż zarządzać.
Z doświadczenia mogę jednak napisać, że passa zmienia się często z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień. Gdybym nie zaciskał zębów tylko się poddał, to wiele razy wróciłbym na etat na kilka dni przed kolejnym, bardzo dobrym zleceniem.
Promocja i budowanie marki (głównie w serwisach społecznościowych) są zdecydowanie ważniejsze od skilla, który u mnie jest na średnim poziomie. W zasadzie jeśli myślisz o własnej firmie, to Facebook jest dla Ciebie obowiązkowy. Nikt Cię nie będzie szukał, to Ty musisz wyjść z ofertą do klienta. Zlecenia z polecenia przyjdą później, dużo później.
Luzak pochodzi z banku zdjęć Fotolia