Z jednej strony wszyscy wiemy jak niewdzięczna jest praca kuriera, z drugiej dziwnym trafem jest to jeden z najbardziej znienawidzonych zawodów, zaraz po telemarketerach. Dlaczego tak nie lubimy kurierów?
Kurier pochodzi z Freepik
Jestem daleki od wyrażania swoich opinii wyłącznie na podstawie innych artykułów, chociaż trochę tego na temat kurierów w internecie jest. Ale, jak wiadomo, stereotypy z kosmosu się nie biorą i chociaż dla kilku osób mogą być krzywdzące, to jednak opinię wyrabia większość. A tu już tak różowo nie jest.
Koleje losu sprawiły, że musiałem się przeprowadzić w nowe miejsce, gdzie w ciągu niecałego pół roku miałem kilka nieciekawych przejść z kurierami.
Zamówiłem dwie zgrzewki napoju energetycznego z Herbapolu. Co prawda z tego samego miasta, ale to nie ma znaczenia. Nie jestem zbyt silny, nie mam też samochodu ani czasu, żeby tłuc się autobusem do producenta. Przesyłka miała przyjść we wtorek, więc tak sobie zaplanowałem zadania, żeby we wtorek być w domu. W poniedziałek załatwiałem sprawy na mieście.
Jednak już w poniedziałek koło południa dzwoni telefon. Kurier DPD pyta, na którą możemy się umówić na odbiór. Pyta, czyli elastyczny. Świetnie! Mówię więc, że za dwie godziny będę w domu. On na to, że teraz jest pod moim domem (to po cholerę chce się umawiać?) i drugi raz nie przyjedzie. Oznajmia, że zostawi mi paczkę jakimś punkcie fryzjerskim na drugim końcu osiedla. Nie zgadzam się. Może przyjechać terminowo jutro, jak było zaplanowane, ale paczka ma być dostarczona do domu, bo ciężka. Niecałe pół godziny później dostaję SMSa, że przesyła zostawiona w zakładzie fryzjerskim. Kurier na próby kontaktu nie odpowiada.
Babeczka w zakładzie fryzjerskim dała mi przesyłkę bez żadnego sprawdzenia tożsamości. Czyli równie dobrze mógł przyjść ktokolwiek, zapytać o paczkę (wystarczyło, że widział kuriera i wiedział, że robi takie numery) i też by dostał. Tym razem to były tylko dwie zgrzewki energetyka za 200zł, ale równie dobrze mogła to być karta graficzna za 2000zł. Paczkę ledwo doniosłem do domu.
Zamówiłem kilka części komputerowych. Tym razem cały dzień byłem w domu, bo malowałem pokój. Znowu koło południa dostaję SMSa, tym razem z informacją, że kurier DPD nikogo nie zastał w domu i zawiezie paczkę do jakiegoś punktu odbioru.
WTF??? Przecież cały czas jestem w domu! Kiedy on niby u mnie był? I dlaczego wysłał taką wiadomość, zamiast po po prostu do mnie zadzwonić i zapytać o obecność? W końcu poprzednim razem jakoś umiał.
Dzwonię na infolinię, gadam z babeczką, potwierdzam adres (może gdzieś był błąd?), ale wszystko jest OK. Skoro kurier był przed chwilą, to mówię, żeby dzwoniła do niego. Daleko nie odjechał, niech wraca z paczką. Dupa tam, kurier nie będzie się fatygował specjalnie do mnie. No jasne, ale do jakiegoś punktu odbioru to już nie ma problemu?
Wieczorem odebrałem przesyłkę, tym razem była weryfikacja i podpisanie odbioru. Ale niesmak pozostał.
Znowu kawałek sprzętu komputerowego, drukarka. Ze strony sklepu wiem, że tym razem to będzie UPC. Dostawa przewidziana na poniedziałek. Fajnie. Organizuję więc czas tak, żeby być cały dzień w domu, a sprawy na mieście załatwić we wtorek. Rano dostaję SMSa, że kurier odebrał przesyłkę z sortowni i będzie u mnie między 8 a 20. Spory rozrzut, ale jestem na to przygotowany, bo nie dopłacałem na węższe okno.
I dupa. Paczki niet. Nawet nie dostałem informacji, że jakiegoś powodu kurier się nie wyrobił i przyjedzie innego dnia. A znając inne tego typu historie nie wiem, czy przyjedzie jutro, czy innego dnia, czy może paczka jest w jakimś punkcie odbioru, tylko nikt nie przysłał mi zawiadomienia i za kilka dni wróci do nadawcy. Niby mógłbym dzwonić, ale marne szanse, żeby po 21 (do tej godziny cierpliwie czekałem) ktokolwiek odebrał.
Przezornie przełożyłem załatwianie spraw na środę. I dobrze, bo we wtorek o 10 rano drukarka już u mnie była. Kurier oczywiście ani be ani me ani dzień dobry ani przepraszam za niedostarczenie przesyłki wczoraj. Bez słowa tylko podał mi terminal do podpisania, potem paczkę i poszedł. Niemowa jakiś.
Potrafią zadzwonić pół godziny (a nawet godzinę) wcześniej, zapytać, czy ktoś będzie w domu i odpowiednio dostosować swoją trasę. Ewentualnie powiadomić o niezależnych od niego problemach i umówić się na inny termin. I takie podejście powinno być normą. Niestety, nie jest. Na jakieś 10 przypadków niesolidności (opisałem tylko te najbardziej spektakularne) tylko 6 razy wszystko odbyło się bez zgrzytów.
Uprzedzając sugestie, że mógłbym dochodzić swoich praw sądownie. Raczej szkoda czasu i nerwów. Regulamin firm kurierskich jest tak sprytnie napisany, że klient może się cmoknąć. Inaczej już dawno mieliby całą masę pozwów i albo kurierzy pracowaliby poprawnie albo firmy poszłyby z torbami. Tak się jednak nie dzieje.
Ktoś w komentarzu do innego artykułu o kurierach napisał, że niby to nasza wina, bo zamawiamy dużo, czasami małe pierdoły i powinniśmy wybierać inne formy dostawy. Tylko po pierwsze, nie zawsze ta inna forma jest dostępna (jeśli tylko mogę to przy drobniejszych rzeczach faktycznie wybieram paczkomat), a po drugie to nie ma znaczenia, co zamawiam. Może to być nawet jeden długopis i jeśli zapłaciłem za taką dostawę (pośrednio, bo ja zapłaciłem nadawcy, a dopiero on firmie kurierskiej), to dokładnie takiej oczekuję. Bo może jestem stary, obłożnie chory, mam nogę w gipsie czy cokolwiek innego i naprawdę nikogo nie powinno obchodzić, dlaczego zamawiam przesyłkę z DOSTAWĄ do domu.
Ja rozumiem, że praca kuriera nie jest lekka, ale nikt nikogo siłą nie zmusza do takiego zawodu, a mnie jako odbiorcę (czyli pośrednio klienta) nie obchodzą sprawy osobiste, złe zarządzanie w firmie czy rozbłyski na słońcu. W swoim życiu pracowałem trochę jako akwizytor, sprzedawca w sklepie, selekcjoner przetwórni owoców czy nawet pomocnik piekarza w piekarni. Nie podobało mi się, nie dawałem rady, to odchodziłem i szukałem dalej. Ale póki tam pracowałem, dawałem z siebie wszystko.
A teraz tak jak ode mnie oczekuje się poprawnego wykonania zlecenia (chociaż są graficy, którzy tego nie rozumieją), tak ja oczekuję tego samego od kuriera.
To nie jest tak, że zła jest firma, właściciel, manager czy coś tam, a wszystko skupia się na biednym pracowniku. Takie rzeczy zdarzają się w KAŻDEJ firmie kurierskiej, w zależności od miejscowości. Na poniższych filmikach widać ewidentnie, że to sami pracownicy wystawiają laurki swoim firmom:
Takich przykładów można by mnożyć w nieskończoność. Na szczęście internet pamięta wszystko i wystarczy kilka kliknięć na YouTube.