Chcesz napisać swojego pierwszego e-booka, ale zastanawiasz się, czy jest w ogóle sens? Jaki będzie odzew? Czy w ogóle ktoś to przeczyta? Zwłaszcza gdy e-book jest za friko, więc włożony czas pracy i tak się nie zwróci. Chcesz wiedzieć...
...dlaczego ja to zrobiłem?
To bardzo dobre pytanie. Jeszcze miesiąc temu wydawało mi się to zajebistą sprawą i po prostu MUSIAŁEM to zrobić, dzisiaj sam się nad tym zastanawiam. Emocje i entuzjazm opadły, pozostało chłodne logiczne rozumowanie, które puka się w czoło.
A może blog podróżniczy?
Fajnie byłoby podróżować, pisać i robić zdjęcia i jeszcze brać za to kasę #podróże #blogowanie Zatweetuj
Nigdy nie przepadałem za książkami podróżniczymi, zawsze wolałem SF. Odmieniło mi się jakieś pół roku temu. Obecnie czytam coraz więcej blogów o tej tematyce i zazdroszczę ich autorom. Fajnie byłoby podróżować, pisać i robić zdjęcia i jeszcze brać za to kasę. Z różnych względów szanse na to mam marne, ale pomarzyć można. Ten e-book to taki substytut.
Bo co? Ja nie dam rady? Może nie jest to dzieło na skalę światową, ale jest. Ukończone, złożone i opublikowane. Niektórzy twierdzą, że nawet nadaje się do czytania, ale nie jestem pewien, czy warto wierzyć plotkom. Dlatego proponuję to sprawdzić. Cały czas jestem ciekaw Waszego zdania, więc nie krępujcie się i po przeczytaniu zostawcie komentarz.
Zainspirowałem się innymi
Teraz jeszcze zamarzyła mi się Grenlandia, ale w tym roku się nie załapałem. #grenlandia #plener #fotograficzny Zatweetuj
Rok temu składałem dla klienta kilka publikacji, wśród których był dziennik podróżny Daisy Jane Hope. To był dla mnie najsilniejszy impuls i od tamtej pory szukałem tylko okazji. Książki Alistaira MacLeana też nie były bez znaczenia, bo to to jedna z nich skierowała mnie do Grecji. Teraz jeszcze zamarzyła mi się Grenlandia, ale w tym roku już nie zdążyłem się załapać. Może w przyszłym roku...
Krok po kroku
Pamięć mam ulotną, więc na bieżąco, każdego wieczora notowałem. Najpierw skrótowo, hasłami, potem niektóre fragmenty rozwijałem w pełne zdania. Gdy się dużo dzieje, już po kilku dniach wszystko ulatuje. I faktycznie ostatniego dnia niewiele pamiętałem z pierwszego.
Po powrocie notatki dojrzewały ponad tydzień, musiałem najpierw ogarnąć zaległości firmowe. W końcu zabrałem się za pisanie, bo jeszcze kilka dni i całkiem by mi się odechciało.
Było ciężko. Dziennie ogarniałem tylko jeden „dzień”, czasami nawet mniej. W sumie „Siedem dni” pisałem prawie dwa tygodnie. Ale byłem mocno nakręcony i to dawało mi kopa.
Jak większość z Was lubię szybkie efekty i jestem dosyć niecierpliwy. Zanim zabrałem się za korektę, emocje opadły i pojawiły się wątpliwości. A jeśli nikt się nie zainteresuje? Jak to zostanie odebrane? A jeśli tylko zmarnowałem czas, który mógłbym przeznaczyć na zarabianie pieniążków? Przecież to tylko hobby.
Podczas korekty niecierpliwość wzrosła kosmicznie. Chciałem to skończyć już teraz a musiałem prawie wszystko przepisać, wygładzić, doszlifować. Pojawiły się nowe pomysły i tekst wzrósł prawie o 20%! Znowu pojawiły się przerwy w pisaniu, ale wiedziałem, że jak teraz wyluzuję, to już nie skończę. Ustaliłem więc nieprzekraczalny termin na koniec sierpnia i kilka nawet poświęciłem jedną noc, żeby sprawę dokończyć. Prawie dostałem „pierdolca”. Znajomi z Twittera wiedzą, o co chodzi.
Powinna być jeszcze jedna korekta, ale już nie dałem rady. To nie jest dzieło życia. Chciałem o tym zapomnieć i zająć się innymi rzeczami. Skład i przygotowanie PDFa zajęło mi ponad pół dnia. Ostro selekcjonowałem zdjęcia a i tak wyszedł mi z tego bardziej album niż książka. Rzutem na taśmę (chociaż wcale tego nie planowałem), zrobiłem jeszcze EPUB i MOBI, ale już bez zdjęć.
Koniec, ulga, łzy szczęścia. Z pewnością są błędy i jeszcze jakieś zdania zgrzytają, ale jest. Można pobierać, czytać i koniecznie komentować.
Planowałem poprzestać na kilku postach na Facebooku i Twitterze, ale za namową znajomego trochę bardziej przyłożyłem się do akcji promocyjnej i w zasadzie do dziś przy każdej okazji wspominam. Dlatego też powstał ten wpis.
Jacek Walkiewicz powiedział kiedyś: „Nie zawsze to, co warto – się opłaca i nie zawsze to, co się opłaca – warto”. Dlatego nie opłaca się pisać przez kilka tygodni e-booka, którego być może przeczyta tylko kilku znajomych. Ale warto.
Spodobał Ci się wpis? Udostępnij go w Social Mediach: