Prowadziłem kiedyś na Facebooku dyskusję o ludziach wykonujących bardzo niewdzięczne zawody, np. .html]telemarketing. Mój rozmówca twierdził, że to nie jest ich wybór, po prostu życie ich do tego zmusiło. Tym samym powoli poruszył temat błędnego przekonania wielu ludzi, że sami mamy niewielki wpływ na nasze życie.
Na pierwszy, a nawet drugi rzut oka wydawałoby się, że mój rozmówca ma rację. Zresztą sam przez wiele lat w to wierzyłem. W końcu często zdarzają się sytuacje, nad którymi nie możemy zapanować i musimy się podporządkować. Na przykład siły natury, przy których człowiek jest marnym pyłkiem na wietrze. Zawsze jednak mamy możliwość uratowania życia albo ubezpieczenia dobytku. I tylko od nas samych zależy, czy to zrobimy.
Rodzice znajomego mieszkają na wsi. Nie powodzi im się najlepiej, ciągle jakieś przeszkody i problemy, choroby zboża i zwierząt, remont traktora itp. Kiedyś usiedliśmy i wyliczyliśmy, że gdyby sprzedali gospodarkę (są na to chętni) i przeprowadzili się do miasta, to spokojnie mogliby żyć z samych odsetek. Może bez szaleństw, ale i tak na wyższym poziomie niż obecnie. A przecież zawsze można jakoś dorobić. Ale nie, przecież to ich ojcowizna, pole z dziada pradziada i dzieciom zostawią w spadku. Nie wiem którym, skoro wszystkie wyjechały do miasta bez zamiaru powrotu.
Żeby daleko nie szukać, moja osobista rodzicielka pakuje kasę w 3-pokojowe mieszkanie, w którym dwa pokoje od lat są nieużywane. Nie chce nawet słyszeć o sprzedaży i kupnie mniejszego, bo sentyment, bo inwestycja (w tym przypadku raczej skarbonka bez dna), bo przekaże mi i mojej siostrze. Tylko tak się składa, że my mamy już własne mieszkania i taki spadek to później więcej kłopotów z podziałem niż korzyści. Ponadto priorytetem mamy są papierosy, na które wydaje więcej niż ja na jedzenie.
To wszystko są nasze własne, świadome decyzje, a nie jakiś przypadek czy inna „siła wyższa”.
Miałem w podstawówce bliskiego kumpla, który był naprawdę świetnym gościem. Rodzina nieźle ustawiona, niczego mu nie brakowało. Byłem pewien, że zostanie znanym pisarzem SF, bo miał ku temu zdolności i zainteresowania. W szkole średniej zaczął jednak pić, studia przerwał po jednym semestrze i wpadł w alkoholizm. Nie przez problemy, których miał nie więcej niż inni z naszego pokolenia, tylko przez własny wybór i nowych znajomych. Wraz z kilkoma kumplami próbowaliśmy go z tego wyciągnąć, ponownie zainteresować tematami, którymi kiedyś się pasjonował. Bez skutku. On po prostu nie chciał tego.
Nie dożył trzydziestki, ziomal od butelki wypróbował na nim nóż kuchenny.
Niepełnosprawność na pewno nie wynika z własnego wyboru (pomijając kandydatów do nagrody Darwina). U jednych to wynik wypadku, inni tacy się urodzili. Można powiedzieć, że już na starcie są przegrani, właśnie przez czynniki zewnętrzne. Ale wystarczy popatrzeć na sukcesy paraolimpijczyków, których wielu z nas mogłoby im pozazdrościć. Zamiast się załamywać i winić los, po prostu wzięli się za siebie. A jaką Ty masz wymówkę?
Nicka Vujcica nie trzeba nikomu przedstawiać. Gość urodził się bez kończyn. Sytuacja beznadziejna! A jednak osiągnął w życiu więcej niż większość z nas! Prowadzi wykłady, pisze książki, ma żonę i dziecko. Do cholery, nawet pływa!
Mój znajomy też od urodzenia nie ma rąk. W życiu jednak nie spotkałem człowieka z większym dystansem do siebie i pogodą ducha. Człowieka, który robi naprawdę wiele świetnych rzeczy: fotografuje, jeździ na rolkach, pisze wiersze, nawet skacze ze spadochronem! Zamiast użalać się nad sobą i nad tym, na co nie ma wpływu, zdecydował się maksymalnie wykorzystać to, na co wpływ ma. Żyje pełnią życia, czego nie można powiedzieć o wielu innych, zdrowych ludziach, którym „życie się nie układa”.
Ponad 8 lat temu podjąłem decyzję przejścia z etatu „na swoje”. Decyzja może nie była do końca przemyślana i, wydawałoby się, błędna. Bardziej tu zaważyły emocje i bezkrytyczna wiara w siebie niż chłodna kalkulacja, z której jednoznacznie wynikało, że nie powinienem tego robić. Ale zrobiłem.
Faktycznie szybko okazało się, że nie jestem tak dobry, jak myślałem i konkurencja wygrywała albo ceną albo jakością albo jednym i drugim. Po jakimś czasie skończyły mi się nawet skromne oszczędności.
Na taką sytuację można różnie zareagować i podjąć różne decyzje. Można odpuścić sobie i poszukać etatu (zrobiło tak wielu moich znajomych, dużo lepszych ode mnie). Można też zacisnąć zęby, pożyczyć kasę na ZUS (jego nie obchodzi, czy zarabiasz, czy nie) i walczyć dalej. Zgadnij, jaką decyzję podjąłem, dzięki której jestem tu, gdzie jestem?
Wszystkie obecne sytuacje (te dobre i złe) są wynikiem moich wcześniejszych decyzji. Czasami poważnych i odważnych, czasami drobnych i mało istotnych, które jednak dzięki efektowi motyla potrafią mieć ogromny wpływ. Czy wiesz, że trzecie miejsce w konkursie Antalis Design Awards to nie przypadek, szczęście ani fuks? Pracowałem na to wiele lat i startując w konkursie wierzyłem, że dotrę przynajmniej do finału. Inaczej w ogóle bym nie tracił na to czasu.
Trudno w to uwierzyć, ale sami na to szczęście pracujemy. Też kiedyś w to nie wierzyłem, ale doświadczyłem tego na własnej skórze i teraz zgadzam się z tym w 100%. Ty też możesz teraz w to nie wierzyć, ale kiedyś przyznasz mi rację. Dlatego proszę Cię, weź pełną odpowiedzialność za swoje życie i nie wciskaj kitu, że coś zewnętrznego ma na Ciebie wpływ.