Zdjęcie na baner pochodzi z serwisu Fotolia.pl
Jakiś czas temu w rozmowie ze znajomymi poruszyłem temat, czy kreatywności można się nauczyć. Czy talent jest ważny. Co zrobić, żeby być bardziej kreatywnym.
Tak się składa, że rodzimy się niezwykle kreatywni. Spójrzcie tylko na małe dzieci, jak sobie doskonale radzą w różnych sytuacjach, jak wymyślają nowe zabawy. Moja roczna córka już od dawna umie włączyć telewizor czy odblokować komórkę (przy okazji odkrywając funkcję, o której istnieniu sam nie miałem pojęcia). Wczoraj znalazła dobrze ukryty UPS i go wyłączyła (na szczęście nie miałem otworzonego żadnego ważnego projektu). Młoda doskonale wie, że wszystko co okrągłe, jest potencjalnym przyciskiem i trzeba to wdusić, to może coś się stanie. Nawet pieprzyk, który mam na brzuchu :)
Niestety, nasza kreatywność jest sukcesywnie zabijana w ciągu kolejnych lat dorastania - przez rodziców, nauczycieli, znajomych. I tylko od nas zależy czy damy sobą pokierować i staniemy się szarym tłumem, czy będziemy walczyć o swoją niezależność. Z przykrością muszę stwierdzić, że zdecydowana większość przegrywa.
Hejt, z którym często mam do czynienia, też jest pewną formą zabijania kreatywności. Codzienne podcinanie skrzydeł może doprowadzić do tego, że w końcu rzucimy w cholerę nasze kreatywne poletko i pójdziemy kopać rowy... jeśli tylko uwierzymy, że faktycznie tylko do tego się nadajemy. Ja mam to w dupie, więc hejterzy niech spadają na szczaw i mirabelki. Ale przyznaję, że czasami mam chwile zwątpienia.
Osobiście uważam, że kreatywności nie można się nauczyć. To nie jest konkretna umiejętność jak np. gotowanie, czy prowadzenie samochodu. To stan umysłu, który generuje kolejne pomysły, rozwiązania konkretnych problemów albo podpowiada jak użyć danego narzędzia w niekonwencjonalny sposób. To można tylko i wyłącznie rozwijać. Jak? Po prostu robiąc to co robimy każdego dnia. Coraz lepiej, sprawniej, szybciej, potem robiąc rzeczy trudniejsze, podnosząc swój poziom.
Dziesięć lat temu byłem tylko rzemieślnikiem z podstawową znajomością Photoshopa. Cztery lata temu bardzo dobrze znałem swoje narzędzia i „coś mi chodziło po głowie” ale nie zawsze wiedziałem, co tym zrobić. Teraz mam więcej pomysłów niż jestem w stanie ogarnąć i zrealizować. Z niemal każdej sytuacji wyciągam dla siebie jakąś inspirację i pomysł do kolejnego projektu. Często są to też pomysły z zupełnie innych dziedzin (projekt plecaka, który akurat wdroży ktoś, kto się na tym zna lepiej).
Artur Król napisał książkę „Talent nie istnieje”, opisywał ją niedawno na swoim blogu Piotr Milewski. Wynika z niej (i tu się zgodzę), że nie istnieje coś takiego jak talent. Jest to dawne określenie czegoś ulotnego i nienamacalnego, co powodowało, że ktoś był w czymś dobry a ktoś inny nie. Ja bym się skłaniał raczej ku pasji. Jeśli ktoś ma pasję to będzie tak długo trenował i ją rozwijał, że w końcu będzie mistrzem. Wspomniany w owej książce Mozart zapierdalał od najmłodszych lat pod okiem ojca, który był wybitnym nauczycielem. Gdybyś Ty tyle ćwiczył co on, też byłbyś mistrzem. Z drugiej strony, coś, w czym Ty jesteś mistrzem, Mozart byłby całkiem do dupy.
Mówisz, że nie masz do niczego talentu? A może po prostu nie masz pasji? A może zamiast ją rozwijać, wolisz spędzić czas przed telewizorem z piwem w ręku i marudząc, że taki się urodziłeś i nic tego nie zmieni? A kto ma to zmienić jak nie Ty sam?