Coraz mniej osób wierzy w istnienie wirusa. Coraz więcej lekceważy sobie rządowe nakazy i zakazy i... nic się nie dzieje. A czy Ty zastanawiałeś się, dlaczego mimo tego choruje tak mało osób? Przecież już dawno powinniśmy zostać zdziesiątkowani!
Osobiście daleki jestem od tego, żeby kwestionować obecność koronawirusa. Problem zdecydowanie istnieje. Są chorzy, są też ofiary śmiertelne. Ale czy pewno jest ich aż tyle, jak nas straszą w mediach?
Każdy z nas słyszał o kimś chorym. Ale ani ja ani nikt z moich znajomych nie zna takich osób osobiście. Co więcej, znam ludzi pracujących w Lidlach, przez które dziennie przewijają się setki (jeśli nie tysiące) osób. Nawet stosując bardzo duże środki ostrożności, statystycznie jakiś procent pracowników powinien wylądować w szpitalu. A nie oszukujmy się, zabezpieczenia nie są najwyższych lotów. Serio szyba z pleksi i przyłbica ochroni przed tak groźnym i śmiertelnym wirusem?
W Stokrotce na moim osiedlu jest jeszcze gorzej. Niektórzy pracownicy w ogóle nie używają żadnej ochrony (widziałem babki wykładające pieczywo bez maseczek i rękawiczek), a kasjerka maseczką nie zakrywa nosa, którym co chwilę pociąga (alergia albo przeziębienie). I co? Też nic!
Co ciekawe, wirus jest na tyle inteligentny, że zaatakuje u kosmetyczki czy u fryzjera. Ale w dużym markecie już nie. A na ulicy zaatakuje obce osoby znajdujące się mniej niż 2 metry od siebie, ale rodziny już nie, nawet mimo tego, że każdy pracuje w innym miejscu, gdzie styka się z setką innych, potencjalnie chorych osób. No ale w pracy też nie zaatakuje, bo wirus szanuje ludzi pracy.
Na początku maja całkiem sporo przedsiębiorców zjechało się do Warszawy na protest. Zresztą jakieś działania są prowadzone do dzisiaj, a Paweł Tanajno kilka razy był przetrzymywany, a niedawno odsiedział nawet standardowe 48. W proteście brały udział setki osób, większość z nich była bez maseczek. Już dawno powinniśmy słyszeć o przepełnieniu szpitali chorymi przedsiębiorcami. Ktoś coś? Bo ja nie.
Była nawet taka akcja, że 16 maja protestujący próbowali trzymać wymaganą odległość, ale policja otoczyła ich kordonem i ścisnęła, że o innych trakcjach typu potraktowanie gazem nie wspomnę.
Jestem też zaskoczony postawą policjantów. O ile wielu z nich to faktycznie mogą być robocopy bez mózgu i serca, to jednak część z nich ma rodziny i strach przed śmiercionośnym wirusem powinien być silniejszy od poczucia obowiązku. W końcu osierocą przecież dzieci! A taka maseczka nie da zbyt wiele w tłumie śmiertelnie chorych i zarażających ludzi.
Jednak bez problemu robili kordony nie zachowując wymaganych odstępów i ściskali się z przedsiębiorcami. A może wiedzą coś, czego my nie wiemy?
To że prezes i jego świta rozumem nie grzeszą, jest przecież oczywiste. Ale jednocześnie są to paranoicy do potęgi. Oni powinni siedzieć przerażeni w piwnicy albo jakimś schronie i kontaktować się ze światem wyłącznie przez Skype (co by zresztą wszystkim wyszło na dobre).
Ale gdzie tam. W czasie kwarantanny trzeba było iść pod pomnik bez maseczek i zachowania odstępów. Trzeba było jechać grupowo na cmentarz. Prezydent i premier też ciągle mają jakieś spotkania, na których nawet nie pozorują trzymania się nakazów, które sami zarządzili. Tłumaczą się wykonywaniem obowiązków służbowych, które zwalniają ich ich od zachowania środków bezpieczeństwa.
Ja tu widzę 3 możliwości:
Niedawno Morawiecki tłumaczył się, że odległości między osobami są zalecane a nie nakazywane. Ciekawe, czy powie to samo w oczy ludziom, którzy dostali 20tys. zł mandatu za niezachowanie „zalecanych” odstępów.
Fajnie, bo ludziom bardzo to było potrzebne, zwłaszcza dla zdrowia psychicznego. Poszedłem na piwo i oto, czego się dowiedziałem:
A najciekawsze, że, biorąc pod uwagę marną dostępność testów na wirusa, nikt nie ma pewności, czy barman, kelner albo nawet kucharz, nie zarażają właśnie kolejnych klientów. Bo niby jak to sprawdzić?
Ja sam niedawno oddawałem krew i poza pomiarem temperatury i wypełnieniem ankiety przy wejściu, nikt nie badał mojego zdrowia. A co, jeśli przechodzę to bezobjawowo i nie mam gorączki? Ktoś teraz używa mojej krwi. Powodzenia.
I tak i nie. Podobno śmiertelność osób chorych jest większa, chociaż dokładne ilości zmieniają się w czasie i nie da się tego dokładnie przeliczyć. Może za rok lub dwa.
Grypa jest zawsze objawowa, a w przypadku korony podobno większość osób przechodzi to bezobjawowo. Możliwe więc, że ja, Ty i tysiące innych osób już dawno chorowaliśmy, wyzdrowieliśmy i jesteśmy odporni. Jest to o tyle ważne, że podobno Covid-19 będzie już z nami na zawsze.
Warto też zwrócić uwagę na fakt, że szpitale wcale nie są takie przepełnione, jakby sugerowała wielkość epidemii, zwłaszcza przy tak lekceważącym stosowaniu środków ostrożności. Z samej statystki wynika, że powinno być o wiele gorzej. Tymczasem do szpitali trafiają pojedyncze przypadki i to najczęściej wśród osób, które wróciły z krajów południowych. Coraz częściej słyszymy też, że osoby z największej grupy ryzyka zdrowieją.
Kilka razy czytałem (chyba nawet na Onecie), że obecnie jest dużo mniej zgonów, niż w tym samym okresie rok temu. Czy to nie dziwne? Skoro mamy epidemię, to powinno być ich więcej.
W poprzednim wpisie o wirusie rozważałem różne możliwości odnośnie tego, czy wirus jest bardziej czy mniej groźny od tego, jak się go oficjalnie ocenia. Ale teraz coraz bardziej skłaniam się ku temu, że wcale nie ma epidemii, a wirus nie jest tak groźny, jak początkowo sądzono