Nie ma dnia, żeby w internecie nie pojawiła się kolejna teoria spiskowa o panującej (albo i nie) pandemii. Ja też mam kilka swoich, bo zapowiada się nieciekawa przyszłość...
Nie wiem, jak w innych krajach, ale u nas rządzący przechodzą samych siebie. Wspomniałem już o zakazie wchodzenia do lasu, który nie dotyczy myśliwych i zakazie zgromadzeń, który nie dotyczy partii. Nie można biegać czy jeździć na rowerze. Nakaz dwumetrowych odstępów, który nie dotyczy straży miejskiej ani milicji (kto obserwuje bieżące wydarzenia, ten wie, dlaczego użyłem tej właśnie nazwy).
Zakaz zmiany opon czy mycia samochodów, przy czym przepis posiadania opon letnich i czystego samochodu wciąż obowiązuje. Więc cokolwiek się nie zrobi, mandat można dostać. Co prawda słyszałem, że zluzowano nieco zakaz wymiany opon, ale to też jest obwarowane wieloma warunkami, które nie każdy spełnia np. samochód musi służyć do wykonywania pracy. Jeśli więc jeździsz samochodem wyłącznie do sklepu, to teraz masz problem.
Wiele sklepów nie związanych z zaspokajaniem podstawowych potrzeb, wciąż jest czynna, a jednocześnie zakazane są zakupy wykraczające poza zaspokajanie tych potrzeb. Tak więc pracownicy Jysku muszą codziennie siedzieć w pracy, ale jeśli kupię tam szafkę, to mogę dostać mandat. W internecie zamówiłem sobie pufę na balkon, ale nie wiem, kiedy dotrze. Może dopiero za miesiąc... W końcu to nie jest produkt pierwszej potrzeby.
Podobno staruszka dostała ogromy mandat za odwiedzenie grobu męża, ale już nie było problemu, żeby pewien niskiego wzrostu członek wjechał tam samochodem. Teoretycznie w celu sprawowania funkcjo rządowej, w praktyce kupy się to nie trzyma. Nałożono ogromną karę na samotnego rowerzystę, ale jednocześnie policjantów robiących grilla ukarano symbolicznym mandatem w wysokości 500zł na głowę.
Do niedawna nie było obowiązku noszenia maseczek. Ale już tydzień temu zapowiedziano, że to się zmieni od czwartku, 15 kwietnia. Dziwnym zbiegiem okoliczności zbiegło się to z przylotem niejakiego Antonowa ze sporym zapasem maseczek, które można kupić w placówkach pocztowych... Psipadek?
Oczywiście Poczta Polska też musi na tym swoje zarobić.
Teraz nie wolno wchodzić na tereny zielone, nawet skrótem przez trawnik, na środku którego stoi ławka. Jaki to ma związek z wirusem? Absolutnie żaden! To ewidentny przykład łamania naszej woli i trzymania nas w ryzach. No i doskonały sposób na zasilanie budżetu, w którym już od dawna hula wiatr, bo przecież premie z czegoś wypłacić sobie trzeba. Przylot Antonowa też przecież kosztował.
Co prawda już dawno wycofano się z idiotycznego klasycznego głosowania przy urnach (pewnie dlatego, że wyszłoby na jaw, że wirus nie jest tak niebezpieczny, jak usiłują nam wmówić), ale organizując głosowanie korespondencyjne złamano prawo kilkukrotnie.
W założeniu głosowanie musi być tajne, bezpośrednie, powszechne i równe. Z tego co wiem, to są też dobrowolne. I teraz tak:
Ponadto zostanie złamany zakaz kwarantanny i odosobnienia, bo nie oszukujmy się, przy skrzynkach będą tłumy ludzi. Albo kolejki wielokrotnie dłuższe niż do sklepów, do których można iść dowolnego dnia, a na zagłosowanie jest tylko jeden. No i jak to ogarnie poczta, która już teraz nie radzi sobie ze zwykłymi przesyłkami, a co dopiero z dostarczeniem do KAŻDEGO kart wyborczych. Nie mówiąc już o ich odebraniu. Założę się, że wiele kart zaginie w sortowni. I kto za to beknie?
Już od dawna wiadomo, że każdy kryzys to dobry czas na zmiany, zwłaszcza że sam niejako te zmiany wymusza. Ci, którzy za wszelką cenę chcą utrzymać status quo, są na straconej pozycji. Bez względu czy chodzi o pracę czy cokolwiek innego. Skorzystają natomiast ci, którzy nie boją się zmian i są otwarci na nowe okazje. Największe imperia powstawały właśnie w takich okresach. Może więc czas na przebranżowienie zamiast kurczowo trzymać się tego, co znane i pozornie bezpieczne? Bo nie oszukujmy się, żadna obecna posada nie gwarantuje bezpieczeństwa.
Jakiś czas temu znajoma pracująca w sklepie mówiła mi, że nie musi się martwić, bo spożywka nie upadnie. Oczywiście, spożywka jako tako nie, ale czy na pewno przetrwa sklep, w którym pracuje? Albo ona sama jako pracownik? Kilka dni później powiedziała, że robi się nieciekawie i powoli rozgląda za nową pracą. Chwilowo nie jest to najlepszy czas, ale nie oszukujmy się, życie nie zapauzowało, bo świat się zawiesił. Żyć trzeba, a gdy skończą się oszczędności, ludzie oleją zakazy i nakazy i wrócą do pracy. Teraz tylko kwestia znalezienia takiej niszy, która będzie ludziom potrzebna.