Dzisiaj jest poniedziałek, 25 września 2023
AndigoStwórz sobie własną chmurę tagówUstawienia renderowania w Blenderze
Coraz mniej swobody

Coraz mniej swobody

poniedziałek, 2017-01-162310Software, Na luzie

Chyba jestem już bardzo stary, skoro pamiętam te czasy, kiedy komputer samemu składało się komputer, konfigurowało BIOS, instalowało DOS (to taki system operacyjny w czasach przed Windowsem), ustawiało odpowiednie pliki konfiguracyjne, szukało sterowników i kombinowało, żeby zadziałały z naszymi urządzeniami. Masa roboty, ale dawało to 100% kontroli nad komputerem.

Swobodna pochodzi z banku zdjęć Fotolia

Nie tęsknię za tymi czasami. Więcej się człowiek nakombinował niż to miało sens. Inna sprawa, że ze względów finansowych zawsze byłem trochę do tyłu a przez to raczej mało kompatybilny, więc nawet to kombinowanie niewiele mi dawało. Niemniej udało mi się na moim 286 z Herculesem odpalić najlepszą przygodówkę ever czyli Sekrety Małpiej Wyspy.

Potem było super

Windowsy pozwalały prawie wszystko konfigurować w prosty, wizualny sposób. A co się nie dało, to wciąż pozostawały pliki czy rejestr. Generalnie ustawić i zmienić można było wszystko. Nawet pliki systemowe podmienić na inne, dzięki czemu Notatnik szybko zastąpiłem Notesikiem. Oczywiście ryzyko było wielkie, ale bardziej świadomi użytkownicy umieli tak wszystko poustawiać, że komputery śmigały (oczywiście jak na ich ówczesne możliwości) i prawie cała moc procesora była skierowana na wykonanie konkretnego zadania.

Później już niekoniecznie

Z czasem wszystko zaczęło się psuć wg zasady „coraz wolniejsze oprogramowanie na coraz szybsze komputery”. No bo przecież moc procesora najlepiej wykorzystać na wyświetlanie ładniejszej grafiki, dodatkowe efekty i masę procesów w tle, które często nie są potrzebne, ale zwykli użytkownicy używający tylko Worda i Excela przecież się nie zorientują. Skąd wiem, że nie były potrzebne? Bo je wyłączałem i wszystko działało pięknie a niektóre programy nawet szybciej i stabilniej.

Niestety każdy kolejny system coraz bardziej utrudniał dokonywanie zmian. W Windows 7 trzeba było dodać pewien „magiczny” plik do katalogu głównego a w Windows 10 trzeba już mieć uprawnienia admina i w dodatku założyć konto na stronie Microsoftu.

Dla wielu userów to jest dobre

Oni chcą tylko odpalić komputer i sobie pracować. Bardziej świadomi cierpią, bo coraz mniej mogą. Ja sam wróciłem do Windowsa 7, żeby mieć jako-taką kontrolę na systemem.

A pamiętacie jeszcze coś takiego, że podczas instalacji systemu można było wybrać moduły, których chcemy używać? Teraz instalowane jest wszytko i można co najwyżej potem kilka rzeczy skasować, ale do tego potrzebne dodatkowe oprogramowanie. OK, ktoś może powiedzieć, że dyski są tanie, więc kilka GB nie robi różnicy. Cóż, mi robi. Mam dyski SSD, które jeszcze nie są tanie i ten jeden GB zdecydowanie mi robi różnicę. Naprawdę nie lubię mieć śmieci, z których nigdy nie skorzystam.

Inne programy również przestały liczyć się z użytkownikami. Kiedyś w pakiecie Adobe mogłem wybrać co chcę zainstalować (pliki pomocy, cliparty i inne dodatki), teraz co najwyżej główne aplikacje pakietu. Raz próbowałem  skasować nigdy nie używane pliki pomocy (kilka GB śmieci) i skończyło się ponownym instalowaniem pakietu. Swoją drogą trochę to bez sensu, skoro pełna dokumentacja i tak jest dostępna w internecie.

Może Cię zainteresuje także wpis: Zasady freelancera

Dlaczego tak narzekam?

Wielu typowych użytkowników nie widzi różnicy. Dla nich komputer ma działać i wyglądać ładnie. Podczas pisania w Wordzie czy przeglądania internetu nie potrzebują więcej. Dyski w 90% mają puste, chyba, że naściągają filmów albo gier. I to dla nich są robione obecne komputery, systemy i oprogramowanie.

Ale jest też grupa ludzi, dla których wygląd systemu ma znaczenie drugorzędne a ten powinien być jak najmniejszy, jak najbardziej „przezroczysty” i jak najmniej wtrącać się w wykonywane zadanie np. obróbkę filmu czy renderowanie 3D.

Zaraz ktoś mi w komentarzu powie, że sprzęt jest tani i mogę sobie kupić lepszy i mocniejszy. Odpowiem tak: Po pierwsze nie dla każdego jest tani i nie każdy kto się zajmuje powyższym ma i lubi wydawać na to kasę. Po drugie bez względu na to jak szybki będę miał procesor (obecnie mam jeden z nowszych i7) czy wielką pamięć, zawsze będzie mi brakować. Przy gigantycznych obliczeniach, które komputer męczy cały weekend lub dłużej, każdy niezauważany drobiazg może oznaczać kilka godzin różnicy.

Swobodny macbook

Makowcy mają gorzej

Stacjonarne PC-ty wciąż są architekturami otwartymi. Sam niedawno składałem nową maszynę (i nawet działa). Komputery Apple jednak od samego początku utrudniały użytkownikom swobodną rozbudowę. Steve Jobs sam mówił, że chce mieć zamknięty komputer i w tym celu wymyślił nawet specjalne śrubki, których nie dało się ruszyć zwykłymi narzędziami. Chciał mieć nad tym 100% kontroli. O ile dobrze się orientuję, w miarę łatwo można było wymienić tylko dysk i dołożyć trochę pamięci. A kartę graficzną dodawało się przez specjalne, zewnętrzne (oczywiście drogie) moduły.
Teraz Steve’a nie ma i co mają Makowcy? Ostatni Mac Pro był aktualizowany kilka lat temu. Przy obecnej szybkości rozwoju komputerów to już zabytek, z którym niewiele da się zrobić.

A co z laptopami?

W moim starym Asusie mogłem wymienić baterię, dysk, ram. Od biedy nawet wiatraczek. Obecny HP żony jest mocno zamknięty. Możliwe, że po rozkręceniu obudowy coś się da wymienić, ale póki jest jeszcze na gwarancji, nie będę tego sprawdzał.

Za to w moim MacBooku nie wymienię już nic (chociaż narzędzia do śrubek już mam). Wszystko przylutowane. Ze względów finansowych kupiłem model z mniejszym dyskiem niż bym chciał. Ale nie powiększę go, gdy będzie na to kasa. Pozostanie wymiana całego komputera. A to też mi się nie uśmiecha, bo jak na razie najnowsze modele zbierają same negatywne opinie. Przynajmniej od bardziej świadomych użytkowników. Starbuniowym kawożłopom bardzo się podoba, bo jest słodszy niż ich latte :)

Jeśli podoba Ci się wpis,
koniecznie zalajkuj,
skomentuj i zapisz się na