Znam wiele osób, którym freelancowanie sie nie powiodło i wrócili na etat, z którego nie zamierzają już się nigdzie ruszać. Nie będę tutaj wnikał w słuszność tej decyzji, bo ona zależy od nas samych. W końcu nie wszystko jest dla każdego. Zastanawiałem się jednak, czy freelance to juz ostateczny etap, czy jest coś dalej.
Chyba wszyscy wiedzą, że praca bez umowy to wolontariat, bo klienta nic nie zobowiązuje do zapłaty za naszą pracę. Co prawda niektórzy nie mają z tym problemu nawet przy umowie i zadatku, ale na szczęście to są znikome wyjątki. Sam jakiś czas temu miałem taki „incydent”, ale dosyć szybko gość odkrył swoje karty, więc przynajmniej został mi zadatek, który w dużej mierze pokrył włożony wysiłek.
Jakiś czas temu, gdy jeszcze ogłaszałem się w różnych serwisach branżowych, otrzymałem wiadomość, żebym się skontaktował telefonicznie z pewną panią. Pełen dobrych przeczuć i nadziei na kolejne zlecenie zadzwoniłem.
Brzmi to jak imię wróżki, w rzeczywistości jest to czteroetapowy proces oddziaływania reklamy na konsumenta. Warto się nad nim bliżej zastanowić, bo wiele oglądanych codziennie reklam nie spełnia go. A potem wszyscy się dziwią, dlaczego wywalono tyle kasy w błoto.
Podobno jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Trudno się z tym nie zgodzić, wszak im bardziej zgłębiamy dany temat, tym jesteśmy w nim lepsi aż do poziomu eksperta. Dla odmiany możemy tylko bardzo pobieżnie liznąć wiele dziedzin i w niczym nie być naprawdę dobrym. Czy jednak za wszelką cenę warto się specjalizować?
Gdy na rynek wchodziły monitory LCD nikt nie sądził, że tak szybko i definitywnie wyprą CRT. Zwłaszcza w grafice, gdzie przewidywano jeszcze wiele lat na kineskopie, bo pierwsze LCD nie nadawały się do niczego. Świeciły się jak psu jajca, kolory nie były podobne do niczego i nie dało się ich skalibrować.
Jednym z moich powodów przejścia „na swoje” była chęć pozbycia się takiego tworu jakim jest szef. Większość etatowców dokładnie wie, co mam na myśli.
Swego czasu mailowałem ze znajomym o dymających klientach i poruszyliśmy przy okazji sprawę pozytywnego i negatywnego podejścia do prowadzenia biznesu. Reprezentowaliśmy dwa przeciwne obozy wynikające głównie z różnych doświadczeń życiowych.
Niektóre zlecenia są tak zajebiste, że aż przyjemnie je realizować. Inne już na etapie samego zapytania ofertowego zwiastują problemy. Po kilku latach doświadczenia w branży wyczuwamy je na kilometr, co nie znaczy, że zawsze słuchamy intuicji.
Freelancerka nie jest dla każdego. W przeciwnym razie nie byłoby chętnych do pracy na etacie i pracodawcy byliby w ciemnej dupie. Ale ta, jak każdy inny sposób zarobkowania, posiada swoje wady i zalety. I tylko od nas samych zależy, których znajdziemy więcej.
Wszyscy lubimy duże projekty dla dużych klientów za dużą kasę. Dają one pewność dłuższej, stabilnej pracy i zazwyczaj jest co włożyć do portfolio. Graficy często gardzą „banerkami za 100zł” a koderzy małymi stronkami biorąc na warsztat tylko duże aplikacje, najchętniej bankowe. Czy mają rację?