Lubisz efekty HDR na zdjęciach, ale większość wygląda tak sztucznie, że wręcz paskudnie? A może masz tylko jedno zdjęcie, z którego musisz wycisnąć wszystko co się da, a nawet nie da? Aurora HDR Ci pomoże.
Zacząłem trochę marketingowo, ale zaraz wyjaśnię, dlaczego tak bardzo zachwyciłem się tym programem.
Co to są zdjęcia HDR, chyba wie każdy, więc nie będę kopiować definicji z Wikipedii. Istotne, że do dobrego HDR trzeba użyć co najmniej 3 zdjęć z różnymi wartościami ekspozycji, które następnie należy połączyć w jedno zdjęcie odpowiednim programem albo automatem Merge to HDR Pro Photoshopa.
Mnie osobiście takie klasyczne HDR nigdy nie kręciło. Co innego subtelne wyciągnięcie szczegółów ze świateł i cieni. Photoshop nie ma do tego dobrych narzędzi, więc opracowałem własną metodę, którą nawet opisywałem kilka lat temu. Pozwala ona wyciągnąć nieco więcej z pojedynczego zdjęcia, jest jednak pracochłonna, a efekty nie zawsze są zadowalające. Czasami jednak ratuje dupę. Zresztą Merge to HDR Pro też pozostawia wiele do życzenia. Teraz widzę wręcz, że jest żenująco słabe.
Rok temu zacząłem używać Luminara, który ma naprawdę dobrze zrobione narzędzia do wyciągania szczegółów, dzięki czemu całkiem zrezygnowałem ze swojej Photoshopowej metody. Dzięki temu moje zdjęcia w końcu zaczęły jakoś wyglądać, hehe. Wiele rzeczy, które w Photoshopie rzeźbiłem kilkanaście minut, tu osiągam kilkoma suwakami.
Niedawno ukazał się Luminar 3, ale mimo dodania nowych funkcji, ogólnie jest trochę gorzej. Niby go chwaliłem we wpisie, ale po dłuższej pracy widzę, że jest jednak wolniejszy od poprzedniej wersji i gorzej u niego ze stabilnością, nie tylko pod Windowsem. Obróbka kilku zdjęć na raz często trwa dłużej niż wcześniej pojedynczych zdjęć. Czekam z niecierpliwością na jakieś łatki czy coś.
Ostatnio w moje ręce wpadł program uzupełniający możliwości Luminara i może być nawet używany jako plugin bez konieczności niezależnego uruchamiania. Oba programu zresztą można zintegrować z Photoshopem jako jego pluginy.
Aurorę obserwuję sobie od jakiegoś czasu i muszę przyznać, że byłem zachwycony efektami pokazanymi na prezentacjach. Ale nie oszukujmy się, to często jest zwykły „chłyt materkingowy”, więc trudno mi było uwierzyć w takie magiczne możliwości. Tym bardziej, że nawet producenci smartfonów potrafią kupić zdjęcie na stocku chwaląc się, że niby ich aparat taki dobry. Dlatego nie spieszyłem się, żeby wydać ponad 400zł, zwłaszcza że Luminar w zupełności spełnia moje oczekiwania.
Ale skoro już miałem możliwość pobawienia się, to głupio byłoby nie skorzystać.
Tak jednym słowem mogę opisać moje wrażenia.
Nigdy nie myślałem, że można zrobić takie HDRy, po których nie widać, że to HDR. O ile większość programów do łączenia zdjęć używa prostych masek jasności (podobnie jak ja to zrobiłem we wspomnianym tutorialu), tak Aurora używa algorytmów AI. Efekt jest taki, że mamy szczegóły w cieniach, światłach i tonach średnich i trzeba się naprawdę mocno wysilić, żeby zauważyć typowo HDRowe „aureole” (nie wiem, jak to się fachowo nazywa).
Aurora bez problemu otwiera RAWy, chociaż ich przetworzenie trwa dużo dłużej. Od biedy można użyć jednego zdjęcia (nawet JPG jeśli nie ma RAW) i program też zrobi cuda. Może trochę mniejsze, ale i tak nie do osiągnięcia w Photoshopie.
Po otworzeniu i wstępnym przetworzeniu zdjęć źródłowych (może to potrwać dłuższy czas) pojawia się okno programu bardzo zbliżone do Luminara: przetwarzane zdjęcie, presety (nazywane kolekcjami), górna listwa wręcz identyczna, z prawej strony lista filtrów, w których można zmieniać tylko ustawienia. Nie można ich usuwać, dodawać nowych, ani nawet zmieniać kolejności. Jest ich dużo mniej niż w Luminarze, ale do przygotowania HDRa w zupełności wystarczą. Można też użyć jednego ze standardowych presetów, ewentualnie przygotować własne.
Nowi użytkownicy zapłacą €99 (około 425zł) i jest to opłata jednorazowa.