Przyzwyczailiśmy się, że w naszej branży zaniżaniem cen najczęściej „rynek psują” młodzi freelancerzy, najczęściej studenci lub licealiści żyjący jeszcze na garnuszku rodziców. Sam się jednak przekonałem, że duże agencje też potrafią nieźle namieszać.
Od czasu do czasu biorę udział w różnych przetargach, głównie na wykonanie serwisów internetowych, chociaż w temacie poligrafii też się zdarza. Myślę, że cenowo mieszczę się w okolicach średniej krajowej, więc konkuruję głównie jakością i staram się unikać sytuacji, kiedy jedynym kryterium jest właśnie cena. Oczywiście jestem świadom tego, że ktoś mnie przebije o jakiś drobiazg, bo akurat ma możliwość zrobić coś taniej. Z drugiej strony ja też mam już trochę „gotowców”, o które są moim atutem.
I faktycznie, w otrzymanych wynikach większość oferentów przedstawia ceny podobne do mojej. Tymczasem niemal za każdym razem zwyciężają agencje (niektóre dosyć spore i znane - sprawdzałem) oferujące wykonanie usługi niemalże po kosztach, może nawet poniżej. Wydawałoby się to normą w serwisach typu Oferia, gdzie startują gimnazjaliści z torrentowym Photoshopem i mieszkający z rodzicami, ale starzy wyjadacze? Przecież agencja ma swoje koszty (często niemałe), zatrudnia pracowników, którym należy wypłacić pensję. Szacując czas pracy (tak mniej więcej oczywiście) podana cena nie pokryje pensji grafika (no chyba, że to stażysta i pracuje za wpis do portfolio).
Wychodzi na to, że agencje stosują dumping szmacąc przy tym rynek. Ja rozumiem, jakby biły się o współpracę z wielką, światową firmą, ale to były jakieś lokalne gminy czy małe firemki turystyczne z Zadupia Dolnego!
Historia w sumie sprzed kilku lat. Dłuższy czas owocnie współpracowałem z jednym klientem. Jednak ze względu na fakt, iż był podmiotem publicznym, co roku musiał przygotowywać postępowanie cenowe dla zamówień publicznych. Jako, że mieliśmy już wypracowane zasady współpracy, całą masę szablonów i źródeł, więc przygotowanie kolejnych materiałów poligraficznych nie zajmowało mi dużo czasu i nie miałem potrzeby podnoszenia ceny, nawet mimo rosnących kosztów życia. Tymczasem pojawiła się na horyzoncie agencja reklamowa (niemała, zatrudniająca kilkanaście osób), która wygrała taką ceną, za którą ja raczej nie ruszyłbym tematu. Nie mam pojęcia, co z tego mają, bo inne rzeczy, na których rzeczywiście pieniądze są większe, wciąż od lat wykonuję ja.
A to problemy z autostradą sprzed kilku lat, na zrobienie której przetarg wygrali Chińczycy z ceną poniżej kosztów materiałów i zatrudnienia podwykonawców (polskich zresztą). Aż dziw, że w ogóle wygrali! A to problemy z wciąż niedokończonym połączeniem kolejowym Lublin-Warszawa, którym dla odmiany zajmowała się spółka włoska, ale też z polskimi podwykonawcami. Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale bezpośrednie wynajęcie polskich podwykonawców bez pośredników powinno być tańsze. Czy więc oferta zagranicznej firmy z ceną poniżej realnych kosztów nie powinna być podejrzana?
Jest też ogromna ilość inwestycji lokalnych, w których również jedynym kryterium jest cena a potem płacz i zgrzytanie zębów. W Lublinie wygrała kiedyś firma, która oczywiście pobiła wszystkich innych ponad 2x niższą ceną! W połowie roboty zwinęli manatki, bo okazało się, że koszta przerosły zysk. No litości! To co za debil robił wcześniej kosztorys? A co za debil go zatwierdził do przetargu? Wciąż zresztą otwarty jest temat Arkad, które stoją nieruszane od wielu lat.
Pewnie wszyscy znają ten fragment pieśni Jana Kochanowskiego:
Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.
Mimo tylu wtop, w większości przetargów wciąż 100% warunkiem jest cena. Nieważne, że wyjęta z dupy, byle była niska. Potem płacz, zgrzytanie zębów, szukanie kolejnego wykonawcy i... znowu tylko i wyłącznie pod kątem ceny.