Każdego roku zdarza nam się dużo lepszych i gorszych rzeczy. W moim przypadku 2017 przeszedł samego siebie przynosząc mi tak wiele pozytywnych zmian, jakich nie zaznałem przez ostatnie 10 lat. Czas na podsumowanie ubiegłego roku.
Dowiedziałem się o tym w sumie przez przypadek. I żeby było zabawniej, wcale się tym faktem nie zmartwiłem. Wręcz przeciwnie. W końcu zrozumiałem, dlaczego przez tyle lat byłem dziwolągiem i dlaczego moje relacje z ludźmi były tak odmienne od oczekiwanych. Teraz mogę też świadomie przygotować się do wielu potencjalnie groźnych sytuacji i sobie w nich lepiej poradzić. Całkiem możliwe, że właśnie ta wiedza wpłynęła pozytywnie na wiele innych tegorocznych sytuacji.
W sumie to w pewnym sensie degradacja, bo wcześniej byłem właścicielem mojej firmy. Ale biorąc pod uwagę, że obecna spółka nie jest polska, to jednak pewien awans. No i zarobki dużo lepsze.
Niby nic nadzwyczajnego, bo wiele osób podejmuje takie decyzje. Ale u mnie to wyszło trochę niezamierzenie, trochę prze własną głupotę. Najpierw sprzedałem cały (dosyć spory i kompletowany latami) sprzęt Canona z myślą, że nie będę fotografować - robiłem niewiele zdjęć, głównie córce. Naprawdę (o naiwności) myślałem, że fotografia już mi się znudziła. Jednak po kilku tygodniach miałem już nowy aparat i używam go częściej niż poprzedniego przez cały rok. W sumie to najbardziej mi żal sprzedanego obiektywu Heliosa, który był naprawdę świetną portretówką. Pocieszam się jedynie myślą, że to kryzys wieku średniego.
Jeszcze chyba w styczniu naszła mnie taka fantazja, że trzeba by zacząć w końcu zwiedzać tą planetę. Przy okazji dobrze byłoby się przebranżowić na blogera podróżniczego. O ile na to drugie póki co marne szanse, o tyle to pierwsze zacząłem konsekwentnie realizować. Wstyd się przyznać, ale do tej pory nie poszalałem (Irlandzki Fuckup się nie liczy). Za to w 2017 roku zaliczyłem tydzień w Grecji, tydzień w Rumunii (e-book jest w trakcie pisania) i Sylwester w Kijowie - może mało romantycznie i wygodnie, ale ciekawie. W tym roku już szykują się dwa dłuższe wyjazdy.
Zdarza się każdemu, ale jednak zawsze bardzo gryzie. Tym bardziej, że małe nie były.
Jestem już starym, siwym wapniakiem. Kryzys wieku średniego i takie tam... Pomyślałem, że pierwszy raz w życiu zrobię jakąś imprezę. Zarezerwowałem stoli, zaprosiłem znajomych i nieznajomych i... przyszły tylko trzy osoby. Dobrze, że czterdziestkę przechodzi się raz w życiu i więcej imprez nie muszę robić.
Żeby było śmieszniej wszystkie dzięki autorskiemu CMS-owi, który jeden z czytelników bloga tak bardzo skrytykował. Oprócz bardzo fajnej kasy, rozwinąłem też bardzo swój system a kolejne zmiany i poprawki czekają na kolejne projekty, które szykują się w tym roku.
Zająłem trzecie miejsce w konkursie Antalis Design Awards 2017. Co prawda kilka razy zdarzało mi się zająć pierwsze (także dzięki robalom), ale tutaj dodatkowo była gala, statuetka i cała ta otoczka. Dla mnie pierwszy raz w życiu, więc nie dziwcie się, że tak tym jaram.
Tak sobie kiedyś wymyśliłem. Sam projekt bezpośrednio niewiele dał, ale pośrednio przyprowadził kilku klientów. Po kilku miesiącach odpuściłem sobie i pozostała tylko galeria. Może kiedyś do tego wrócę.
Co prawda tylko na 3 lata, ale mimo wszytko. Mimo lat treningu ochrony przed czarną ma... to znaczy NLP i manipulacją, dałem się zrobić jak dziecko. Duży wpływ na obniżenie mojej czujności miały właśnie fantazje o podróżach, przynajmniej tak to sobie tłumaczę. Ale zobaczymy, co z tego wyjdzie, bo opinie na temat timesharingu są podzielone. Sam pewnie spędziłbym wakacje taniej ale na pewno nie na takim poziomie jakie oferuje klub. Jeśli tylko nie okaże się to takim przekrętem jak Amber Gold, to może nie będzie źle. No i będą zdjęcia i e-booki.
Do tego doszła cała masa drobnych przyjemności i szczęśliwych wydarzeń, które mógłbym wymieniać i wymieniać...