Niefajnie jest być nadwydajnym, ale niefajnie jest też być partnerem nadwydajnego. Codzienne nieporozumienia, nierealne oczekiwania, czy niesłuszne obwinianie o zarozumiałość.
Jakiś czas temu zostałem poproszony o przygotowanie dekalogu dla partnerów nadwydajnych. Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, bo sugeruje, że to do nas należałoby się dostosować, a może nawet obchodzić jak z jajkiem. A przecież nie o to chodzi. Nie jesteśmy jacyś ułomni, po prostu mamy nieco inne problemy i działamy trochę inaczej, niż normalsi.
Co prawda pół roku temu popełniłem kilka wpisów o tym, jak to nam, nadwydajnym jest źle i zostały bardzo dobrze przyjęte, przez innych nadwydajnych. Ale nie sądzę, żebyśmy aż tak bardzo cierpieli z tego powodu. Owszem, nadwydajność jest męcząca, ale można z nią żyć, a nawet nauczyć się ją wykorzystywać.
Dlatego nie bierzcie niniejszego wpisu zbyt poważnie. Zebrałem w nim najczęstsze zarzuty, jakie zaobserwowałem w swoim przypadku i zrobiłem z nich listę z prośbą do normalsów. Ale to raczej sugestia, jak nas odbierać, a nie co obowiązkowo robić w naszej obecności. Myślę, że każdy wyciągnie z tego coś dla siebie. A jeśli nie, to najwyżej zmarnuje 3 minuty życia. Bywa…
Niektórzy automatycznie nastawiają się do nas wrogo zakładając, że czujemy się lepsi od innych. To, że nasz procesor w głowie działa szybciej, to nie znaczy, że lepiej. Często przysparza nam to więcej problemów niż korzyści. Nie traktujemy Was z góry (chociaż oczywiście wszędzie trafi się jakiś dupek) i prosimy o to samo.
Chociaż faktycznie w Waszych oczach możemy tacy być. Ale Wy w naszych oczach również. W dzieciństwie byłem nazywany „dzik”, „dziwak”, „dziwoląg” i bardzo zaniżało to moją samoocenę. Czułem się gorszy od innych i to nie było miłe. Zakładam, że nie chciałbyś być tak nazywany.
…chociaż na Ciebie patrzymy. Zdarza nam się wyłączyć do tego stopnia, że nie widzimy absolutnie nic oprócz własnych myśli. Dla normalsów rzecz nie do pomyślenia, dla nas całkiem normalna, chociaż niezbyt częsta. Przydaje się podczas rozwiązywania problemów, ale przeszkadza w kontaktach społecznych. Jeśli więc Cię nie widzimy, to nie dlatego, że mamy Cię w dupie, tylko mentalnie jesteśmy zupełnie gdzie indziej.
Czasami dla odmiany mamy problemy ze skupieniem na jednym temacie. Albo inaczej, podchodzimy do niego równolegle z kilku stron, często abstrakcyjnych. Nasz umysł pracuje szybko i skacze między zadaniami. Nam samym trudno nad tym zapanować. Dlatego podczas rozmów pozornie skaczemy z tematu na temat i wplatamy setki dygresji. Próby tłumaczenia, o co nam chodzi, niewiele dają, bo tylko gmatwają wszystko.
Tak, mamy problem z podjęciem decyzji, bo cały czas szukamy lepszego rozwiązania. Cały czas optymalizujemy działania wkurzając tym przełożonych i znajomych. Kupowanie jakiegokolwiek sprzętu bardziej skomplikowanego od długopisu to koszmar. Rozważamy wszystkie wady i zalety produktu, czytamy do porzygu wszystkie opinie i recenzje, a decyzję podejmujemy z tabelką na kartce lub w Excelu. A nawet potem nie jesteśmy pewni słuszności wyboru.
Wiem, że to tak wygląda. Ale przez to, że nasz umysł działa inaczej, trudno nam znaleźć wspólne płaszczyzny porozumienia z ludźmi. Przyznaję, nadwydajnym często brak umiejętności społecznych i ja do nich należę. Niespecjalnie odnajdujemy się towarzysko, bo nadajemy na zupełnie innych falach. Dla odmiany nasze słowa też są odbierane jak bełkot. Standard porozumiewania się normalsów jest nam obcy. Więc albo prawie zawsze coś opacznie zrozumiemy, albo ciągle dopytujemy irytując tym rozmówców. No i nie umiemy flirtować.
Zgadza się, ciągle analizujemy ludzi, reakcje, procesy, sytuacje i usiłujemy dojść do jakiegoś wspólnego wzoru, zależności. Nie robimy tego celowo. To taki ficzer na stałe zapisany w naszym „biosie”. Prawdę mówiąc chciałbym móc przestać analizować, ale nie umiem. To daje mi dziwne poczucie bezpieczeństwa i kontroli.
W praktyce większość zadań wykonujemy wielokrotnie szybciej niż inni, ale wszyscy zauważają tylko to, że przez resztę czasu nic nie robimy. Praca dla samej pracy jest bez sensu, dlatego preferujemy konkretne zadania na swojej działalności niż dupogodziny na etacie. Mimo iż prokrastynujemy na potęgę, to i tak zazwyczaj bez problemu ogarniamy to, co mamy do zrobienia.
My naprawdę widzimy różnicę i ma to dla nas kolosalne znaczenie. Właśnie przez to, że nie myślimy konwencjonalnie, nasze rozumienie poleceń jest równie niekonwencjonalne, dlatego precyzja jest dla nas tak ważna. I serio, jest OGROMNA różnica między „przynajmniej” a „bynajmniej” :)
Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, ale nie zmienimy tego. Jesteśmy bardzo emocjonalni, a nasze zmysły też są dużo bardziej wyczulone. Światło jest zawsze zbyt głośne, a hałas zbyt jasny. Papierosy czujemy z dużej odległości, a niektóre ubrania „gryzą” nas tak, że nie możemy się skupić. Podczas rozmowy, nawet w średnio gwarnym pubie, nie będziemy Cię słyszeć, bo nasz słuch nie filtruje częstotliwości mowy i wszystkie dźwięki słyszymy jednakowo głośno. To męczy. Nauczyłem się kiwać głową podczas spotkań ze znajomymi. Problem zaczyna się, kiedy oczekują mojego włączenia się do rozmowy, której… od godziny nie słyszałem :)
…zazwyczaj ją mamy i nie jest to kwestia zarozumiałości. Mamy bardzo rozwiniętą intuicję, na której możemy polegać w 100% (o ile jej słuchamy). Z fragmentów posiadanych informacji jesteśmy w stanie wyciągnąć całkiem trafne wnioski. Ale gdy próbujemy przekonać do nich innych, spotykamy się z niezrozumieniem, wręcz wrogością. A kiedy ludzie i tak działają po swojemu z negatywnymi konsekwencjami, winę i tak próbują zrzucić na nas. Bywa…