Grecja znana jest chyba większości z Was. Zazwyczaj jako miejsce wakacji wybierane są duże kurorty, znane wyspy. Warto jednak zainteresować się tymi mniejszymi, zwłaszcza jeśli chce się faktycznie odpocząć a nie imprezować od rana do wieczora.
Dlaczego Zakintos? U mnie to był w zasadzie przypadek, ale teraz świadomie mogę polecić wyspę także Tobie:
Zakintos jest stosunkowo kameralną wyspą położoną na południe od Kefalonii. Nie żeby od razu jakąś dziurą, ale nie tu koncentruje się życie Grecji. Idealne miejsce na wypoczynek z rodziną.
Poza kilkoma dużymi kurortatmi i jedynym miastem (o takiej samej nazwie jak wyspa) cała reszta to mniejsze i większe wioski. Ja zatrzymałem się w Vasilikos na południu wyspy. W dodatku w pewnej odległości od głównej drogi, więc tak naprawdę jedyne co słyszałem to rozmowy przechodzących wczasowiczów i cykady. Mnóstwo cykad. Od świtu do zmierzchu. Dźwięk początkowo dziwny, potem wręcz kojący. Brakuje mi tego w Polsce.
Znajduje się ona na południu wyspy. Wśród wielu kamienistych greckich plaż ma stosunkowo dużo piasku. Można wynająć parasol nawet na cały dzień, ale polecam tylko pół - więcej raczej nie wysiedzisz. Weź specjalne buty do wody. Nawet nie ze względu na jeżowce (osobiście żadnego nie widziałem), ale właśnie na kamieniste dno. Poza pływaniem możesz poszukać muszelek (przywieźliśmy całe wiaderko), krabów i rozgwiazd. Niestety nie mam ich zdjęć, każde żyjątko od razu wracało do wody.
Trochę gorzej jest z żółwiami. Wychodzą na brzeg dopiero po zmroku (wtedy jednak wstęp na plażę jest wzbroniony) i składają jaja, które codziennie rano są oznaczane specjalnym rusztowaniem. Na szczęście można skorzystać z wielu oferowanych na wyspie wycieczek, niektóre są właśnie do miejsc, gdzie żółwie zobaczysz.
Może nie wyglądają zachęcająco, ale smakują obłędnie. W Polsce takich nie uświadczysz.
Stoją praktycznie jedna obok drugiej. Nie są to tawerny w naszym rozumieniu tylko po prostu małe, lokalne restauracje. W każdej spróbuj sałatki greckiej i w każdej będzie inna. Do tego zimne lokalne wino w półlitrowym dzbanku. Miałem nadzieję, że w Grecji trochę schudnę (wiadomo - gorąco, jeść się nie chce) a wróciłem o kilogram cięższy. Myślę, że to chyba najlepsza rekomendacja, przynajmniej jeśli nie chcesz dbać o linię :)
Najszersza, jaką zdarzyło mi się jechać, z trudem mieściła dwa autobusy obok siebie. Na szczęście Grecy mimo dosyć luźnego podejścia do przepisów, są naprawdę świetnymi kierowcami. Jeżdżą „na styk”, ale bardzo ostrożnie. Niemniej adrenalina jest. Zwłaszcza na skrzyżowaniu. Nasi już dawno by skasowali wóz.
Jeśli masz chorobę lokomocyjną (nawet jeśli nie masz, to tam może się nagle pojawić) koniecznie zaopatrz się w odpowiedni specyfik, tylko nie polski, bo ten w Grecji nie zadziała (inny mikroklimat). Poszukaj czegoś w lokalnej aptece.
Możesz wynająć jakiś pojazd (nie tylko samochód) w jednej z licznych wypożyczalni i samodzielnie zwiedzić wyspę. Ale odradzam. Wypadki powodują głównie turyści nieprzyzwyczajeni do greckich dróg i greckiego sposobu jazdy. Widziałem kilka aut, które spadłyby do morza, gdyby nie gęsto rosnące drzewa oliwne. Chyba już wiem, dlaczego jest ich tam tak dużo :)
To polska firma organizująca wycieczki (dla Polaków) po wyspie i nie tylko. Ja zaliczyłem Olimpię, Błękitne jaskinie i słynną Zatokę Wraku. Oczywiście z różnymi dodatkowymi atrakcjami po drodze. Wycieczki najlepiej zarezerwuj jeszcze w Polsce przez internet (są rabaty). Polecam!
Na plaży Xigia jest naturalne SPA. Wchodzisz, pływasz i wychodzisz mając 10 lat mniej. Uważaj tylko na dzieci, bo możesz znowu zacząć zmieniać pieluchy. Ja sam pozbyłem się kolejnych pięciu lat i wkrótce będę piękny i młody jak Ibisz :)
Plaża jest malutka i żwirkowa. Zapomnij, że spędzisz tam cały dzień, rotacja chętnych jest spora. Woda dosyć chłodna i godzinka przyjemności wystarczy. Nie przejmuj się zapachem (to siarka) i zmętnieniem wody (to kolagen). Wszystko jest bardzo zdrowe i dobre na poparzenia słoneczne, co dla nieprzyzwyczajonych do greckiego słońca może się okazać zbawienne. Dla mnie było.
To jeden z podstawowych punktów programu. Taki must have. Jaskinie znajdują się w północnej części wyspy i faktycznie w środku są zajebiście błękitne. Ale nie od skał (te mają normalny kolor) tylko od załamania światła w wodzie. Sama woda też jest niebieska jak na obrazku. Możesz sobie popływać skacząc prosto z łodzi (woda ma tam około 6-8 metrów głębokości, więc nie próbuj gruntować). Woda jest jak w basenie (ciepła i czysta) tylko bardziej słona. Żeby wpłynąć do jednej z jaskiń, musisz zanurkować. Słabo się nurkuje bez maski w słonej wodzie, więc sobie tym razem odpuściłem.
Drugi podstawowy punkt programu. Jest to mała plaża, na którą można dostać się tylko od strony morza. Sam wrak to nie jakiś starożytny galeon ale zwykły statek przemytniczy z XX wieku. Ta zatoka to w zasadzie wizytówka całej Grecji. Niestety podczas naszej wycieczki pogoda zaczęła się psuć (na drugi dzień była zresztą burza a sztormy utrzymywały się przez kolejne dni), więc nie dopłynęliśmy. Pozostały tylko widoki na zatokę z klifu i tarasu widokowego. Ale to trochę jak lizanie loda przez szybę (czy jakoś tak).
Sałatka grecka (tutaj nazywają to po prostu wiejską, chociaż w menu dla turystów jest jako „grecka”) to w zasadzie podstawa.
Do tego lokalne wino. Na wyspie są dwie winnice: Solomos i Callinico. Jedną z nich zaliczysz z wycieczką Zante Magic Tours. Po zwiedzaniu i degustacji koniecznie kup kilka win do Polski. Te nasze „greckie” są podobno rozlewane w Radomiu.
W przewodnikach wyczytałem, że Grecy raczą się zimną kawą Frappe. To bzdura a ja zostałem perfidnie oszukany. Napój Frappe (chemia w proszku) jest dla turystów. Grecy piją Freddo Espresso i Freddo Cappuccino. W menu zazwyczaj tego nie ma, ale spokojnie można zamówić, koniecznie zaznacz, że to ma być „freddo”, bo dostaniesz zwykłe, gorące.
Świeże oliwki prosto z drzewa. Na Zakintos jest ponad 2 miliony drzew oliwnych ale zbiory odbywają się dopiero jesienią, więc w lecie dostaniesz tylko zeszłoroczne. Ale i tak są o niebo lepsze niż te, które kupisz w Polsce. Obowiązkowo z pestką, przy której miąższ jest najsmaczniejszy.
Nad Zatoką Wraku ma swój stragan ostatni grecki pirat, u którego kupisz przepyszny bimber pędzony na miodzie. Po spróbowaniu zmrożonego dosłownie wyrwało mnie z butów i bez namysłu wziąłem trzy butelki. Wziąłbym więcej, ale żona krzywo patrzyła.
To co opisałem, to niewielki procent. Jest tego o wiele więcej, ale musiałbym spędzić tam miesiąc albo i dłużej, żeby wszystko zaliczyć. I myślę, że następnym razem tak zrobię, ale pojadę poza sezonem, kiedy będzie jeszcze mniej turystów i niższe temperatury. Na pewno wybiorę się na rejs na wyspę żółwi, pobliską Kefalonię, wycieczkę po smakach Zakintos (dużo więcej niż to, co znajdziesz w tavernach - będę mógł już totalnie zapomnieć o odchudzaniu). Może zatańczę z Grekami i uda mi się tym razem zaliczyć Zatokę Wraku.
Czego sobie i Tobie życzę.
Podziel się wrażeniami w komentarzu.